Nożem w plecy
Kogo liderzy muszą się obawiać we własnym obozie?
Scena sprzed pół roku z górą. Marszałek Grzegorz Schetyna przyjmuje w sejmowym gabinecie znajomą. Przed rozmową wyjmuje z kieszeni marynarki komórkę i pracowicie ją rozmontowuje, wyjmując baterię. Potem i tak prowadzi ją do innego pokoju, zostawiając telefon na stole.
Tak polscy politycy chronią się przed podsłuchami. Tylko kogo może się obawiać marszałek Sejmu? Jego wieloletni przyjaciel Donald Tusk jest premierem, na czele ABW stoi dawny faworyt Schetyny Krzysztof Bondaryk. Może życiowo doświadczony polityk dmucha tylko na zimne, ale może wzajemna nieufność w obozie władzy sięgnęła już tak daleko, że lepiej się nie odwracać do dawnych przyjaciół plecami.
Skok do gardła
Tak jest w każdej partii. Nie tylko dla działacza groźniejszym konkurentem od przedstawiciela wrogiego obozu jest kolega z jednej listy, ale partyjni liderzy muszą się oglądać za siebie w poszukiwaniu potencjalnych konkurentów. Choć jeszcze nigdy w historii III Rzeczypospolitej ich władza nie była tak wielka, tak stabilna. Więc mają prawo oczekiwać spokoju.