Gdyby słowa spełniały się same
Słucham każdego słowa pana premiera jak zaklęcia...
Bo nigdy nie wiadomo, za którego słowa sprawą jego przepowiednie zaczną się nareszcie spełniać. Gdyby można, jak chce pan premier, kreślić nimi piękne widoki na przyszłość, a one natychmiast, jak w bajce o zaczarowanym ołówku stawały się rzeczywistością...
Opowieści o szczerym zaangażowaniu Rosjan w sprawę wyjaśnieni tragedii smoleńskiej stałyby się faktem. Bylibyśmy zieloną wyspą, przez kryzys przeszlibyśmy suchą nogą, a rząd nie musiałby skakać na emerytury i podwyższać podatków. Rodzice nie byliby przeciwni posyłaniu sześciolatków do szkoły, a ze zmian w ustawie o przedszkolach cieszyliby się wszyscy, a nie tylko ci, którzy pracują tyle co pan premier. Na nowych stadionach odbywałyby się zaplanowane na nich mecze, na które tanimi autostradami sunęłyby auta młodsze niż 20-letnie, na benzynie w cenie poniżej 5 zł za litr.
Gdyby słowa zmieniały Polskę, już dawno zgodnie z obietnicami pana premiera dobrze zarabiający nauczyciele uczyliby dzieci, spośród których nie co trzecie, jak dziś, byłoby niedożywione, ale co 30. Malałaby też liczba biurokratycznych darmozjadów, którzy nic nie robią, tylko przekładają: papiery z miejsca na miejsce i terminy realizacji na później. Nikomu, a zwłaszcza wicemarszałkowi Sejmu nie przyszłoby do głowy straszyć oponentów szpitalem psychiatrycznym, żaden sędzia nie wpadłby na pomysł, by te groźby realizować, a żaden prawnik nie kompromitowałby się wnioskami o Trybunał Stanu za „tworzenie atmosfery wykluczenia”.
Prorządowi dziennikarze robiący kariery w komunizmie nie oskarżaliby opozycji o faszyzm, a może wcale nie byłoby prorządowych dziennikarzy? Na świecie też byłoby lepiej, bo przecież syryjski dyktator przestałby mordować natychmiast po tym, gdy nakazał mu to nasz minister Twitter. Gdyby tak... Niestety, słowa nie chcą same przekuć się w czyny. Mamy dziś pana premiera, który umie powiedzieć wszystko i na wszystkie sposoby. Ze swadą i dynamiką, z uśmiechem lub marszcząc brwi, głośniej albo ciszej, szybciej, wolniej. To mówca prawie doskonały. Problem w tym, że im więcej mówi, tym mniej robi, a im mniej zrobił, tym więcej o tym mówi.