Czas partyzantów
Między „nami” i „nimi” a Tutsi i Hutu są różnice: dwa polskie plemiona to biali, którzy nie będą się wzajemnie wyrzynać hekatombowo, a dzieli je przepaść nie prymitywna (genetyczna, etniczna, historyczna), lecz intelektualna, bogato mentalnie rozwinięta. Mamy zderzenie cywilizacyjno – kulturowe, a nie szczepowe: wzajemną nienawiść ducha, a nie tradycyjną wrogość klanową; konflikt wyznawanych wartości, nie zaś krwi tępych adwersarzy dzielonych miedzą. Rozszczepiła się polska narodowa tożsamość, i to właśnie jest wielkim dramat, katastrofa o wymiarze – teatralnie patrząc – szekspirowskim czy antycznym, grana dzisiaj na rodzimej cenie.
Im bardziej ta parszywa wojna jest wygrywana przez Salon, tym bardziej Antysalon (obywatele antylewicowi, antyróżowi, antymichnikowscy, antyplatformerscy) czują się leśną partyzantką toczącą desperacki bój o tradycyjne cnoty. O prawdę, honor i elementarną przyzwoitość. O Dekalog i Krzyż. O prostą regułę życia: „pewnych rzeczy się nie robi”. Cieszyć musi ta partyzancka determinacja masy ludzkiej, a boli, że wciąż brak sukcesu. Marian Hemar:
„Daremne żale, próżny trud,
Wiatr dzień wczorajszy w puch rozniesie,
A partyzantka polskich cnót
Wciąż po staremu – w lesie, w lesie.”
Mimo wszystko – nie traćmy ducha. Da Bóg, kiedyś wygramy.