Ciotka Zofia w konspiracji
Zaplecze podziemia stanowiły często nie „morowe panny”, ale panie po pięćdziesiątce, do których nikt nie wzdychał i nie pisał o nich piosenek
Znacznie ode mnie starsza, w wieku mojej matki. Choć był letni, słoneczny dzień, miała na sobie okropny, mysioszary płaszcz. Ubrana skromnie, uderzająco skromnie – powiedziałbym, że na granicy ubóstwa – wspomina obrazek z młodości Władysław Bartoszewski. – Ale najbardziej rzucał się w oczy dziwny, między żółcią i jasną zielenią, kolor jej niefachowo utlenionych włosów. Więc włosy w zdecydowanym kontraście z twarzą wyrazistą, jakby orlą. Ciepłe, życzliwe spojrzenie... Wydawało mi się, że już ją gdzieś widziałem, ale gdzie, kiedy? Kobieta mówi: –... no bo my tutaj robimy katolicką robotę, skromną, społeczną, nie z żadnej partii. Proponuje Władkowi, że będzie zwracała się do niego po imieniu, a on do niej może mówić: Ciociu.
I pyta prosto z mostu, czy zechce pomóc przy – okazuje się, że jednej z najpoważniejszych prac – kolportażu materiałów podziemia. Kiedy chłopak zaczyna rozumieć powagę sytuacji i ma wątpliwości, „Ciotka” uspokaja go: – Pomogę ci.
Wtedy dociera do niego, że siedzi naprzeciwko Zofii Kossak! To pisarka, której powieści znane są prawie na całym świecie. Wnuczka Juliusza, bratanica Wojciecha, stryjeczna siostra Magdaleny Samozwaniec i Marii „Lilki” Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej! Kilka miesięcy później Władek napisze – za Karskim zresztą: „Nie byłem zakochany, ale ją kochałem...”.