Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

PIEKARY SLASKIE, UL DLUGOSZA FOTO TOMASZ JODLOWSKI/FOTORZEPA

Łańcuszek śmierci

Sabina W. straciła w wypadku matkę i trzyletnią córeczkę. Ojciec kobiety i sześcioletni syn śmiertelnie zatruli się gazem, a ona sama popełniła samobójstwo

Janina Blikowska

Piekary Śląskie, 56-tysięczne miasto. Na spokojnym osiedlu Kamień przy ulicy Długosza w jednorodzinnym, piętrowym domu z lat 80. ubiegłego wieku mieszkała rodzina W.: 69-letni Alojzy, jego córka Sabina i niespełna sześcioletni wnuczek Karol. – To było złote dziecko. Cały czas uśmiechnięte, wesołe, skore do zabawy – mówią sąsiedzi. Wspominają, jak chłopiec pomagał dziadkowi, pamiętają, jak kilka dni przed tragedią wspólnie nosili piasek.

To, co się zdarzyło 19 września, wstrząsnęło nie tylko ulicą Długosza i nie tylko Piekarami Śląskimi. Około godz. 10 sąsiedzi zauważyli 40-letnią Sabinę W. leżącą bez ruchu na betonowym podjeździe pod domem. Była tylko w pidżamie. Nie dawała znaku życia, dlatego wezwano pogotowie i policję. Ratownicy rozpoczęli reanimację kobiety. Nie powiodła się.

Sabina W. już nie żyła. – Skoczyła z dachu swojego domu. Wybrała takie miejsce, by nie było szans na ratunek – mówi Janusz Sochacki, szef prokuratury w Piekarach Śląskich. trans.gif

Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, natrafili na zamknięte drzwi do domu. Ściągnięto strażaków, a ci weszli do środka przez okna.

– W całym domu czuć było gaz. Na piętrze w łóżeczku znaleziono ciało chłopca, na parterze jego dziadka. Obaj nie żyli od kilkunastu godzin – mówi prok. Sochacki.

– Najpierw zobaczyłam jedną karetkę, za chwilę drugą i policję. Zaraz potem przyjechał karawan. Wiedziałam, że stało się coś bardzo złego. Stałam w oknie i płakałam. Do tej pory mam łzy w oczach, gdy pomyślę o tej rodzinie  – mówi młoda mieszkanka ul. Długosza.

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa dziadka i wnuka. – Daję 33 proc. szans na to, że to kobieta zabiła ojca i synka. Ale równie dobrze chłopca mógł zabić dziadek, który potem popełnił samobójstwo, albo mężczyzna zrobił to wspólnie z córką. Pewne jest, że nikt dziecka nie pytał o to, czy chce umrzeć – uważa prok. Sochacki.

Tragedia spotkała ich na pasach

Ten rok był wyjątkowo tragiczny dla rodziny. Kilka miesięcy wcześniej, 12 maja, w słoneczny dzień przy ul. Oświęcimskiej w Piekarach Śląskich fiat seicento kierowany przez młodą kobietę potrącił na pasach 66-letnią Stefanię K., matkę Sabiny W., oraz jej dwoje dzieci: trzyletnią córeczkę Martusię oraz synka Karola. Mimo wysiłków lekarzy dziewczynki oraz jej babci nie udało się uratować. Obie zmarły na miejscu zdarzenia. To był jeden z najtragiczniejszych wypadków w Piekarach od lat.  

Stefania K. pracowała w rejestracji w jednej z piekarskich przychodni. Znajomi wspominali ją jako osobę troskliwą i oddaną dzieciom swojej jedynej córki. Często odprowadzała je do przedszkola. Mąż zmarłej kobiety, gdy dowiedział się o tragedii, miał zawał. Trafił do szpitala. – Ale ostatnio czuł się dobrze – wspominają mieszkańcy ul. Długosza.

Ocalały z wypadku Karolek w ciężkim stanie trafił do lecznicy w Chorzowie. Po kilku tygodniach wrócił do zdrowia. – Nie było po nim widać, że przeżył taki ciężki wypadek, taką wielką traumę. Życie bardzo go cieszyło. Był zadowolony, że chodził do przedszkola – wspominają sąsiedzi.

Sprawczyni majowego wypadku szybko usłyszała zarzuty. – Przyznała się do winy. Powiedziała, że nie zauważyła babci z wnukami, bo słońce ją oślepiło – opowiada prokurator Janusz Sochacki. Śledztwo w sprawie tego wypadku wciąż jest w toku. Powinno zakończyć się w październiku. Wtedy też do sądu trafi akt oskarżenia.

Ukrywała swój ból


Po wypadku Sabina W. została objęta pomocą Ośrodka Interwencji Kryzysowej. – Miała też wsparcie innej instytucji, od której otrzymała fachową pomoc – mówi Maciej Gazda, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Piekarach Śląskich. Mieści się on w starej willi nieco na uboczu. Dyrektor ośrodka opowiada m.in. o centrum interwencji kryzysowej, w którym mieszkańcy mogą skorzystać ze wsparcia psychologicznego, terapii czy doradztwa. – O pomoc do ośrodka zwracają się przede wszystkim osoby, które mają problemy wychowawczo-opiekuńcze. Poza tym kierowana jest ona do osób, które przeżyły jakąś tragedię – przekonuje. Zapewnia, że ośrodek jest w stałym kontakcie z policją, z którą „ma wypracowane procedury pomocy”. Wspomina, że w ub. roku, gdy w Piekarach Śląskich doszło do dużego pożaru, specjaliści z ośrodka dotarli do poszkodowanych w ciągu pół godziny, by pomóc tym ludziom. – Zdarza się, że osoby, które przeżyły jakąś tragedię, w pierwszej chwili odrzucają nasze wsparcie, ale terapeuci czy psychologowie wracają do nich i ponownie je oferują.  Bywa, że za drugim razem nie jest już odrzucane – tłumaczy dyr. Gazda.

Po wypadku Sabinę W. odwiedzał też dzielnicowy. – Sprawdzał, czy nic złego się tam nie dzieje. I niczego takiego nie stwierdził. Gdyby coś zauważył, od razu napisałby pismo do Ośrodka Interwencji Kryzysowej – zapewnia Dagmara Węgrzyniak z komendy policji w Piekarach Śląskich.

– Nie było jej lekko, ale nie okazywała tego na zewnątrz. A o tym, co w niej siedziało, nie za bardzo chciała mówić – opowiada znajoma Sabiny W.

Robiliśmy, co mogliśmy


Na ciałach mężczyzny i chłopca nie znaleziono żadnych śladów walki ani ran.

Sekcja zwłok nie wykazała jednoznacznie przyczyny śmierci pana Alojzego i jego wnuka Karola. – Biegły stwierdził, że doszło albo do zatrucia składnikiem gazu ziemnego, albo uduszenia w wyniku wyparcia tlenu przez gaz. Zleciliśmy badania toksykologiczne.

Ich wyniki będziemy znać pod koniec października – mówi prokurator Sochacki. Biegły wykonujący sekcję zwłok stwierdził, że Sabina W. zmarła na skutek licznych obrażeń odniesionych w wyniku upadku z wysokości.  

Już wiadomo, że instalacja gazowa w domu rodziny była sprawna, a gaz ulatniał się w mieszkaniu, bo w nocy ktoś odkręcił kurki. Śledczy starają się teraz ustalić, kto to zrobił. Ze wstępnych danych wynika, że mogła to być Sabina W., której odciski znaleziono na kuchence. Na razie nikt nie chce oficjalnie potwierdzić tej wersji.

– Czekamy na oficjalne wyniki zleconych badań – tłumaczy prok. Sochacki.

Niektórzy mieszkańcy ul. Długosza mówią, że Sabina W. miała dla kogo i z czego żyć. – Dziadek miał wysoką rentę. Ona też zarabiała. A mąż, z którym była w separacji, miał płacić alimenty – wyliczają. – Ale na tym jej nie zależało.  – Sabina często wspominała, że chce do córki Marty. Musi zdążyć do niej na urodziny. Dziewczynka cztery lata skończyłaby 4 października.

– Nawet jeśli Sabina chciała umrzeć, to mogła zostawić syna. Przed nim życie dopiero się otwierało – mówią sąsiedzi.

Maciej Gazda, szef MOPS w Piekarach Śląskich, pytany, czy w tej sprawie można było zrobić coś jeszcze, odpowiada krótko: – Nie wiem. I dodaje: – My zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy.

Aktualne wydanie Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy