Najnowsza interwencja Uważam Rze

Biznes

Nerwowo u rządzących

Paweł Lisicki

Zaskakujące zwroty akcji, wzloty jednych, upadki drugich, radość i strach – w tej kampanii wyborczej nie zabrakło niczego. I, co więcej, aż do końca jej wynik pozostaje zagadką. Pewne jest tylko, że nikt nie przewidywał, iż kampania będzie tak zacięta.

Jeszcze kilka miesięcy temu premier Donald Tusk uważał, że nie ma z kim przegrać. Nie przemawiała przez niego wyłącznie chełpliwość. Wydawało się wówczas, że wszystko zostało już rozstrzygnięte. Zwycięska Platforma Obywatelska dysponująca gigantycznym poparciem w sondażach oraz gdzieś daleko z tyłu wlokący się PiS. Platforma popierana przez zdecydowaną większość mediów, kontrolująca telewizję i radio publiczne  i PiS-owska opozycja, osłabiona odejściem sporej grupy posłów i brakiem perspektyw. Tak to wyglądało. I oto na tydzień przed wyborami nikt nie jest w stanie przewidzieć ich wyniku. Skąd ta zmiana?

Pierwszy pewnie i najważniejszy powód to sam Jarosław Kaczyński. Polityk, którego wielokrotnie spisywano na straty, nagle odzyskał siły. Można było sądzić, że tragiczna śmierć brata, ciężka choroba matki, wreszcie kolejne niepowodzenia polityczne ostatecznie go złamią. Że skupi się wyłącznie na rozpamiętywaniu ran, poszukiwaniu winnych katastrofy smoleńskiej. Że to będzie jedyny motyw kampanii wyborczej. I tu było pierwsze zaskoczenie. Kaczyński ponownie wykonał manewr sprzed roku. Tyle że sprawniej i skuteczniej. Znów stonował język, zszedł z pierwszej linii frontu. Ostre oskarżenia, radykalne sądy pozostawił swoim zwolennikom. Znowu, jak rasowy polityk, gra na kilku fortepianach.

Więcej. Kaczyński wykonał też kilka ruchów w stronę lekceważonej części potencjalnego, centrowego elektoratu. Przyjechał choćby do Krynicy, gdzie od dawna nie bywał. To czytelny sygnał skierowany do polskiej klasy średniej. Inne zaskoczenie to fakt, że twarzami jego kampanii stały się atrakcyjne kobiety; niepopularnych działaczy schowano w drugim szeregu. Cyniczne? Być może. Ale sprytne na pewno.

To właśnie, uważam, główny powód kłopotów Platformy. Kampania Donalda Tuska miała być łatwym spacerkiem po władzę. Premier miał spokojnie czekać, jak kolejne radykalne wypowiedzi ekstremistów z PiS napędzają mu przerażonych wyborców. Poza tym Tusk potrafił wytworzyć wrażenie, jakby nie ponosił odpowiedzialności za błędy i nieudolność swojej ekipy. Taki zdaje się był też cel operacji z tuskobusem: spotkania z rozgoryczonymi wyborcami, z którymi Tusk mógł kiwać głową i pomstować na... rządzących polityków. Obie strategie zawiodły.

Nic nie świadczy lepiej o zdenerwowaniu rządzących niż ich coraz bardziej radykalna retoryka. Fakt, że Stefan Niesiołowski nazywa Kaczyńskiego dyktatorkiem, a platformerscy politycy dwoją się i troją, szukając prowokacji, dowodzi jednego. Szeregi zwolenników Platformy ogarnęła panika. Sytuacja jest tym bardziej niebezpieczna, że nie powiódł się do końca manewr przejęcia wyborców lewicy. Wprawdzie PO udało się osłabić SLD, tylko co z tego, skoro w miejscu Sojuszu wyrósł z każdym dniem groźniejszy i bardziej żarłoczny Ruch Palikota?

Tak kampania pokazała, że od taktycznych manewrów, od medialnej propagandy, od zdolności kupowania polityków stanowiskami – a te metody PO potrafiła stosować bez zahamowań – ważniejsza jest determinacja i wola walki.

To dobrze. Zmorą demokracji byłaby sytuacja braku alternatywy. Po tej kampanii niezależnie od jej wyników widać, że to akurat Polsce nie grozi.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Piotr BOŻEJEWICZ

Może i koniec, ale nie świata

• TAKO RZECZE [P] •Skoro Obama nawet w części nie okazał się takim cudotwórcą, jak przepowiadali eksperci, to czemu Trump miałby być taki groźny, jak go malują ci sami ludzie?