Tęsknota za Kozakami
Podsłuchaliśmy obietnice, zagłosowaliśmy, ale może teraz porozmawiajmy wreszcie poważnie?
Tuż przed wyborami rząd przyjął projekt budżetu na rok 2012 oparty na założeniu, że wzrost PKB wyniesie 4 proc. Ekonomiści w tym czasie prognozowali wzrost dwa razy mniejszy. Niektórzy, konkretnie analitycy Invest Banku i Citi Banku, ogłosili nawet, że będzie to poniżej 2 proc. Wzrost poniżej 2 proc., gwoli wyjaśnienia, to właściwie już nie wzrost, tylko stagnacja. Zwłaszcza gdy dług państwa zbliża się do konstytucyjnego progu 55 proc. rocznych obrotów gospodarki, po przekroczeniu którego rząd ma obowiązek dokonania drastycznych cięć, i kiedy obsługa tego długu rośnie wskutek postępującego osłabienia krajowej waluty. Za chwilę będziemy się mogli uważać za szczęściarzy, jeśli uda nam się uniknąć widowiskowego krachu i wykręcić tylko recesją. Prawdopodobnie długą i głęboką.
Pisałem to już kiedyś przed laty, przepraszam najwierniejszych czytelników, że się powtarzam, ale od tamtego czasu zdążyło się urodzić wielu nowych: że demokracja przypomina starą anegdotę o tym, jak sam generał gubernator przyjął w Warszawie na zamku delegację żydowskich samorządów z Królestwa. Przyjął bardzo łaskawie, coś tam nawet obiecał, ale kiedy Żydzi wychodzili, nagle wpadli na nich Kozacy z nahajkami i zaczęli tłuc, gdzie popadnie. A na pytanie: „Dlaczego nas bijecie?” odpowiedzieli: „Żeby wam się w głowach nie poprzewracało!”