Nabici w licznik
Kręcenie, korekta, korekcja, a czasem nawet aktualizacja. Nazw na zmianę przebiegu samochodu jest wiele. Ale cel zawsze ten sam: nieuczciwie zarobić
W Polsce trudno kupić używany samochód, który nie był bity i nie miał kręconych liczników. Takie są smutne fakty – mówi mechanik samochodowy, w branży od 12 lat.
Dowodów na tę dosyć odważnie brzmiącą tezę jest wiele. Oto jeden z nich: zamieścił ją na swoim blogu Tylik.motogrono.pl „Tylik” (imię i nazwisko znane redakcji): do jednego z jego znajomych zgłasza się klient, który chce kupić alfę romeo 147 z silnikiem Diesla z 2004 r., w dobrym stanie, z akceptowalnym przebiegiem, za rozsądną cenę itd. Jadą razem do Niemiec. Znajdują auto, które ma przebieg 256 tys. km, kilka zadrapań. Cenę udaje się wynegocjować do 3200 euro, ale do transakcji nie dochodzi. „Temat można by uznać za zakończony, gdyby nie fakt, że ktoś inny postanowił zaopiekować się właśnie tym autem i po drobnych kuracjach wystawić je na sprzedaż na rodzimym rynku” – pisze „Tylik”.
Skąd wiadomo, że to ten sam samochód? Zgadzają się bardzo charakterystyczne szczegóły, np. niekompletny opis na tylnej klapie – brakuje cyferek „1.9” tuż przed „JTD”, wzór alufelg itd. Jedyna różnica to przebieg – bo alfa wystawiona w Polsce ma na liczniku... 146 tys. km. Skąd Polak wyczarował cenę 19 900 zł (4999 euro), która zawiera w sobie m.in. akcyzę, opłatę recyklingową, koszty transportu i przewidywany zarobek? Jak to możliwe, skoro ceny tego modelu z takim przebiegiem w Niemczech oscylują wokół 5 tys. euro – pyta retorycznie „Tylik”.