Grecy to nie lenie
Kryzys grozi całej Europie – twierdzi Jacek Gmoch, były trener polskiej kadry piłkarskiej, od lat mieszkający w Atenach
Rozmawiamy w momencie, kiedy Ateny paraliżuje kolejny strajk generalny. Czy na zimę wraca pan do miasta, czy zostanie pod Atenami?
Oczywiście, że strajki są, ale to nie znaczy, że nie da się żyć.
W Atenach normalnie się mieszka, pracuje. Problem może być w dotarciu do centrum, chociaż dla strajkujących metro działało. Jednak innej formy walki z niesprawiedliwością, która dotyka zwykłych, ciężko pracujących Greków, nie ma. Bo najłatwiej ściągać pieniądze od tych, którzy mają stałą pracę na etacie, czy emerytów. Ich najłatwiej jest uderzyć po kieszeni. Natomiast z grupą uciekających od płacenia podatków rząd jakoś sobie nie może poradzić.
Właśnie rząd premiera Papandreu ogłosił plan zwolnienia 30 tys. pracowników administracji publicznej.
Najpierw dotknie to tych pracowników, którzy mają najbliżej do emerytury, ci będą przechodzić na tzw. wcześniejsze, ale już bez specjalnego wyrównania, które do tej pory przysługiwało przechodzącym na emeryturę. Drugim punktem zapalnym jest wysokość płacy minimalnej, która ma być obniżona do trochę ponad 500 euro. Inna sprawa, że mamy przerost administracji publicznej. Ale skąd się wzięło te 700 tys. ludzi zatrudnionych na państwowych posadach? Bo przy okazji każdych kolejnych wyborów partia chcąca je wygrać obiecywała wyborcom miejsca pracy w sektorze publicznym.