Prostytutki czy zbieracze maślaków?
Gdy człowiek wraca samochodem do Polski, ma jedno pytanie: dlaczego przez 20 lat nie wybudowano tu porządnych dróg?
To jednak strasznie upokarzające. Przekraczasz granicę i znajdujesz się nagle w kraju infrastrukturalnie zacofanym. Kiedyś to odczucie waliło w łeb, gdy wjeżdżało się od strony Niemiec. Teraz jest tak wszędzie. Czechy, Słowacja, Litwa – to kraje wyżej drogowo rozwinięte. Ba, nawet Białoruś wybudowała jezdnie, po których co prawda nie bardzo ma kto jeździć, ale to już inny problem. Jedna Ukraina stoi przy nas wiernie, tym razem broniąc Wschodu przed Zachodem.
Kiedy ostatnio jechałem przebudowywaną trasą katowicką z prędkością 40 km/godz. (Jest przerabiana na drogę ekspresową. Super, ale naprawdę nie można tego było zrobić dekadę temu?) z nudów próbowałem rozwikłać zagadkę infrastrukturalnej impotencji naszego państwa. Kto by nim nie rządził, zachowywał się jak 80-latek w łóżku w czasach przed wynalezieniem viagry. Co oni – mam tu na myśli władzę – robili przez ten cały czas? To wręcz bardzo trudne, żeby te lata aż tak bardzo zmarnować. Taka Chorwacja nie należy do Unii Europejskiej i nie ma aspiracji bycia drugą Japonią, lecz strzeliła sobie imponującą sieć autostrad. A jest to kraj górzysty, gdzie trzeba budować długaśne tunele i akrobatyczne mosty, co mocno utrudnia przedsięwzięcie. U nas płasko jak na prawej półkuli mózgowej Zbigniewa Hołdysa, ale się nie dało.