Ten inny zapach
Niszowe perfumy nie zaczepiają z reklam, nie zachęcają nazwiskami celebrytów. Powstają w małych rękodzielniczych wytwórniach z najlepszych składników
W jednej z sal wystawy o Konstantym Jeleńskim i Leonor Fini w Muzeum Literatury unosi się zapach perfum, których używała ta ekscentryczna malarka, towarzyszka życia Jeleńskiego. W roku 1936 zaprojektowała do nich flakon dla domu mody Elsy Schiaparelli. Jeleńskiego tak urzekł ten zapach, że na przyjęciu poszedł za kobietą, od której go poczuł. W ten sposób poznali się z Leonor.
Dzisiaj nikt nie zdołałby pójść za żadnym zapachem, bo na bankietach walczą ze sobą dziesiątki aromatów. Każdy jest czymś spryskany, a perfumy, które w Polsce jeszcze na początku lat 90. jawiły się jako luksus, są powszechnie dostępne. Każdego roku na rynku ukazuje się 300 nowych zapachów – to więcej niż wynosiła całkowita produkcja w latach 70. i 80. Flaszeczkę z własnym nazwiskiem reklamuje każda gwiazdka serialu, sportowiec. Kto ma lepszy marketing? Christina Aguilera, Justin Bieber, David Beckham, Jennifer Lopez? Lady GaGa przygotowuje własny zapach, mieszankę krwi i nasienia. Upajające...
To jednak przeważnie tylko jednosezonowe nowości, które wabią modnym nazwiskiem. Ale są i zapachy, które trwają. Chanel 5 to po 89 latach wciąż najlepiej sprzedające się perfumy świata. Za nimi idą Angel Thierry’ego Muglera, Light Blue Dolce & Gabbana, Romance Ralpha Laurena. No 1 Perfume, stworzone przez Clive’a Christiana to z kolei najdroższe perfumy i jedne z najstarszych, nagrodzone jeszcze przez królową Wiktorię. Ich składniki, rzadkie i trudne do zdobycia, muszą przegryzać się, dojrzewać przez pół roku. 50-mililitrowy flakon kosztuje 735 dol.