Służby komicznie niesprawne
W pewien sposób Sławomir Cenckiewicz w „Długim ramieniu Moskwy” ostatecznie zlikwidował WSI. Pokazał, jak niewiele kryje się za bufonadą generałów
Najnowsza ksiąka Cenckiewicza „Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943–1989” już jest hitem wydawniczym. W ciągu dwóch tygodni sprzedano kilka tysięcy egzemplarzy, a na spotkaniach autorskich – tłumy. Książka wywołała duże poruszenie nie tylko po stronie „tradycyjnych” sympatyków niepokornego historyka z Gdańska, ale także wśród ludzi związanych ze służbami specjalnymi. Już zresztą podczas premierowego spotkania w Warszawie (które miałem zaszczyt prowadzić) pojawiły się osoby „z tamtej strony”. Z kolei podczas spotkania w Szczecinie autorowi osobiście gratulował sam Andrzej Milczanowski – a więc człowiek, którego mało pochlebne działania całkiem niedawno Cenckiewicz wraz z Piotrem Gontarczykiem opisali w głośnej książce „SB a Lech Wałęsa”. Gest byłego szefa MSW potwierdza, że prace Cenckiewicza są uważnie analizowane – i cenione – nie tylko przez zwolenników IV RP.
Cenckiewicz opisuje dzieje wywiadu PRL od samego początku – a więc tak naprawdę od obozów w Kozielsku i Starobielsku, w których Sowieci zwerbowali ponad 100 oficerów; za cenę kolaboracji ocalili oni życie. I prowadzi nas aż do 2006 r., gdy – za sprawą uporu śp. Lecha Kaczyńskiego – zlikwidowano WSI, bezpośredniego kontynuatora tradycji II Zarządu Sztabu Generalnego.
Książka okraszona mnóstwem, opowieści jest czymś na kształt Suworowa skrzyżowanego z „Zapiskami oficera Armii Czerwonej” Sergiusza Piaseckiego. A przecież wszystko opiera się na dokumentach. Czyta się świetnie. A jednocześnie dostarcza nam wiedzy czym były – i czym nie były –WSI.