Wielkie otwarcie
Jedynie zachęcenie centrum do głosowania na PiS może otworzyć przed prawicą szansę na dojście do władzy. Nawet jeśli oznacza to poskromienie radykalizmu, trzeba to zrobić
Prawo i Sprawiedliwość poniosło ciężką porażkę wyborczą. I nawet nie chodzi tu o utraconych, w porównaniu z poprzednimi wyborami, zwolenników (bo i frekwencja była niższa), ale o pozycję hegemona politycznego, jaką uzyskała Platforma Obywatelska. Tusk może niczym w ulęgałkach przebierać w ewentualnych koalicjantach (PSL, RP i SLD), co zapewnia mu – przy niezbyt mocnym i z własnego przecież obozu prezydencie oraz po praktycznym wyeliminowaniu na najbliższych kilka lat konkurenta do władzy Grzegorza Schetyny – niczym niezakłócony komfort rządzenia.
Przed Tuskiem zatem zadanie uratowania Polski przed zbliżającym się kryzysem gospodarczym. Pytanie, rzecz jasna, czy jest do tego gotowy? Moim zdaniem nic na to nie wskazuje, gdyż dotychczas głównym sposobem działania szefa rządu było unikanie zmierzenia się z problemami, ucieczka przed kłopotami w propagandę sukcesu. Dlaczego miałoby to się zmienić, skoro wyborcy przyklasnęli takiej polityce? Podejrzewam raczej, że do ostatniej chwili opinia publiczna będzie łudzona przez premiera, prezydenta i prorządowe media (a innych już prawie nie ma), że „na zielonej wyspie wszystko gra”. Oczywiście jednak również Donald Tusk może być zbawiony i nawrócić się na polską rację stanu. Nie zabieram mu tego prawa, choć wątpię, czy tak się stanie. Dla Polski byłoby ze wszech miar lepiej, żebym się mylił.