Świat bez Piny Bausch
Pina Bausch wyrastała z dialogu, z napięcia między tradycją a nowatorstwem
Mimo porannej wiadomości o śmierci Piny Bausch, 30 czerwca 2009 r. zespół Tanztheater Wuppertal zdecydował się wystąpić przed wrocławską publicznością ze spektaklem „Nefes”.
Gdy po finałowej scenie, w której mężczyźni upozowani na Adama z fresku Michała Anioła, a może i Marsa z obrazu Botticellego, rytmicznie niczym jakieś mechaniczne kraby suną pośladkami po podłodze, pokazując sprawność, a zarazem groteskowość męskiej kondycji, gdy więc po tej radosnej, ironicznej puencie będącej apoteozą płciowości, potężnej, ale jednocześnie i śmiesznej, i po pauzie, w czasie której zerwał się huragan braw, bo przecież wszyscy mieliśmy świadomość, że uczestniczymy w historycznym, niepowtarzalnym spektaklu, gdy w obliczu śmierci artystki weryfikowana jest jej Prawda, gdy zespół wyszedł do oklasków, to głównym motywem był szloch – spazmatyczny, rzucający tymi wyćwiczonymi i świadomymi siebie ciałami. Szloch i wyrzucenie wszystkich tłumionych w trakcie trzygodzinnego spektaklu emocji.
Ale szloch ten wzbogacał spektakl, nie negował go, był elementem dopełniającym wieloznaczne, mieniące się różnymi barwami taneczne opowieści Piny Bausch, w których tragizm i patos zawsze sąsiadowały ze śmiesznością. W których miłości i ekstazie towarzyszył cień śmierci, a świętu – codzienność.