Najlepsze kasztany tylko jesienią
„Najlepsze kasztany są na placu Pigalle” – tak brzmiało hasło, dzięki któremu kapitan Kloss miał w okupowanej Francji znaleźć wywiadowczy kontakt z innym agentem w mundurze Wehrmachtu. Pamiętam, że jako dziesięciolatek dziwiłem się, dlaczego dwaj oficerowie zwracają uwagę na drzewa na paryskim placu. Nad tym zdziwieniem załamała ręce moja babcia Maria.
– No tak, biedne dziecko – żyjąc pod komuną, nawet nie wie, że są kraje, gdzie jesienią piecze się jadalne kasztany! – żachnęła się babcia Maria. Jako wdowa po przedwojennym oficerze marynarki nie marnowała żadnej okazji, by zaznaczyć nostalgię za dawnymi dobrymi czasami. Bo przed wojną babcia Maria jeździła do Paryża i zapach jesiennych pieczonych kasztanów był dla niej symbolem uroków stolicy Francji.
Mnie pieczone kasztany kojarzą się z Rzymem, gdzie pierwszy raz spróbowałem tego specjału. Wspaniale jest poczuć nad Tybrem dym z kasztanowych piecyków, gdzie rozgrzewają się brązowe kuleczki. W wyglądzie sprzedawców tych owoców jest coś z zatybrzańskiego folkloru. Jakieś marynarki w jodełkę, fantazyjne szaliki i czapki cyklistówki. Odległe echo „Złodziei rowerów” Vittoria De Siki.
Przyznajmy od razu, że jadalne kasztany mają smak i urok tylko w konwencji ulicznej przekąski. Smakują trochę jak twardawe słodkie ziemniaki. Ale narody śródziemnomorskie przywiązują do jadalnych kasztanów jakiś ogromny – nie do końca zrozumiały – sentyment.
W południowej Francji częstowano mnie Marrons glacés – diabelsko słodkimi kasztanami kandyzowanymi w koniaku. Z kolei w Turynie jako atrakcję podawano deser z masy kasztanowej z bitą śmietaną o nazwie Monte Bianco, który kształtem ma przypominać słynny alpejski szczyt. Dziś już nie trzeba samemu przecierać kasztanów do tego specjału. Taka masa – Créme de Marrons – sprzedawana jest w puszkach. Najbardziej znanym producentem jest firma Clément Faugier, reklamująca się charakterystyczną postacią kasztanowego ludzika. Tę figurkę z puszek zapamiętałem dobrze z czasów stanu wojennego, gdy moja ciocia dostawała ten rarytas w paczkach z Francji. Wybaczcie te wspomnienia, ale chmurny październik doskonale nastraja do kasztanowej nostalgii.