Konie, wódka i honor
Stanowili rycerstwo II RP. Bali się ich wrogowie Rzeczypospolitej, kochały kobiety. Choć ich historia zakończyła się tragicznie, legenda trwa
Kawaleria. To słowo w uszach obywateli międzywojennej Polski miało wydźwięk szczególny. I w dużej mierze ma do dziś. Pomimo że formacja ta już w latach 30. XX w. była archaiczna, to jest to najbardziej kochany przez Polaków rodzaj wojska. Przypomina bowiem o minionej chwale, czasach, gdy polska jazda miażdżyła wrogów Rzeczypospolitej, poczynając od Moskwy, przez kozackie stepy, aż na Wiedniu kończąc.
Na widok polskiego ułana każdemu polskiemu dziecku w latach 20. i 30. ubiegłego wieku przed oczyma stawały postacie z ukochanej „Trylogii” albo zagończycy Aleksandra Lisowskiego. Ułani byli również naturalnymi spadkobiercami szwoleżerów spod Somosierry, którzy w 1812 r. pod sztandarami Napoleona ciągnęli na Moskwę. A wreszcie kawalerzystów, którzy przetrącili kark dziczy Budionnego i uratowali Polskę w roku 1920.
Ułani – z których stosunkowo spory odsetek wywodził się z rodzin szlacheckich – uznawani byli za rycerstwo II RP. Za ludzi, których cechuje fanatyczne wręcz przywiązanie do takich wartości jak honor czy miłość do ojczyzny, i którzy na polu bitwy zdolni są do naj-bardziej brawurowych, straceńczych działań.
Nie przez przypadek do powszechnego słownika Polaków weszło powiedzenie „ułańska fantazja”.