Ziobro w świetle reflektorów
O losie opozycji decyduje się już od dawna w brukselskich kawiarniach, a nie w Polsce
Od kiedy głowa Donalda Tuska częściej widziana jest w Brukseli niż w Warszawie, powstały uzasadnione przypuszczenia, że i skład nowego rządu będzie bardziej brukselski niż polski, bo przecież premier wyznał ostatnio, że wszystko ma w głowie.
Nie wiadomo, co w głowie ma prezes PiS Jarosław Kaczyński, ale wszystko wskazuje na to, że siedząc wyłącznie w Warszawie, nie ma szansy na pełną kontrolę sytuacji swojego ugrupowania. Bo i o losie opozycji decyduje się już od dawna w brukselskich kawiarniach, a nie w Polsce. To tak przecież narodziła się idea PJN. Jego przywódcą jest europoseł Paweł Kowal, zaś mózgiem europoseł Marek Migalski. Kaczyński zapatrzony w Budapeszt nie zauważył nawałnicy nadciągającej z zupełnie innej strony. Wysyłając niefrasobliwie Zbigniewa Ziobrę na naukę języków do Brukseli, nie przewidział, że ten nauczy się tam zupełnie czegoś innego. Że nabierze mocy i przekonania, iż to on jest przywódcą oraz zbawicielem partii.
Ponieważ to już kolejny taki przypadek w ciągu niespełna roku, należy przypuszczać, że brukselskie powietrze działa na członków PiS orzeźwiająco. Pytanie tylko, czy tylko odurza, czy wietrzy umysły partyjnej stęchlizny, dzięki czemu nabierają dystansu i nagle widzą więcej.