Życie w labiryncie
Po raz pierwszy wydana w Polsce autobiografia Friedricha Dürrenmatta to być może najlepsza z jego książek
Z równą lekkością pisał przewrotne kryminały, opowiadania obyczajowe z mocnym psychologicznym podłożem i cudownie ironicznie dramaty, a w każdym z tych nurtów stworzył co najmniej jedną pozycję, która uznawana jest za klasykę. „Wizyta starszej pani”, „Fizycy”, „Organa sprawiedliwości”, „Obietnica” – to wszystko prace, które są dziś szkolnymi lekturami, łakomym kąskiem dla teatrów na całym świecie, a także niezłą pokusą dla Hollywood. Dość wspomnieć, że ta ostatnia powieść doczekała się czterech ekranizacji, ostatnią w 2001 r. wyreżyserował Sean Penn, a rolę główną zagrał w niej Jack Nicholson.
Wszystko, co napisał Friedrich Dürrenmatt, było ostrą antymieszczańską kpiną. Drwił z zachłanności zastępującej pracowitość, zawiści wypierającej ambicje, wścibstwa rodzącego się u znudzonych własnym życiem, wreszcie powierzchownej religijności, rozgrzeszającej każde zło. Był w tych swoich atakach nieprawdopodobnie błyskotliwy i zawsze trafiał w samo sedno. Kłopot w tym, że tak jak Dürrenmatt wyśmiewał np. Hermana Hessego – że stara ta jego proza, że niby atakuje mieszczaństwo, ale zbyt grzecznie, z zachowaniem literackich konwenansów – tak analogicznie z Dürrenmatta można dziś kpić w kontekście choćby Thomasa Bernharda.