Rechot pod specjalnym nadzorem
Poziom obłudy w dyskusji o kondycji Kościoła osiągnął stan alarmowy
Ci sami ludzie i te same czasopisma, które os-tro sprzeciwiały się lustracji, także wśród duchowieństwa, a donosicieli, w sutannach czy bez, czyniły autorytetami moralnymi, dziś przekonują, że polski Kościół musi dokonać rachunku sumienia i „się przebudzić”.
Budzikiem w opinii prorządowych dziennikarzy ma być Janusz Palikot, który po serii żenujących wypowiedzi o polskich biskupach i o tym, że im brzuchy rosną (co ciekawe, do kałduna Rysia Kalisza przytula się permanentnie) chce zdejmować krzyż w Sejmie. Co jeszcze śmieszniejsze, powołuje się przy tym na... Jana Pawła II, mówiąc o nim z wrodzoną sobie kulturą per Wojtyła. Jak kiedyś napisałem, trudno komentować każdy odgłos z wychodka, ale jeśli odnowicielem polskiego chrześcijaństwa ma być człowiek, który wprowadził na salony polityczne już nie tylko chamstwo, ale także przełożonego zabójcy księdza Popiełuszki czy prawą rękę Urbana, który jeszcze za życia księdza Jerzego szczuł na niego kreatury o esbeckiej mentalności, to znaczy, że historia zatoczyła kółko – palcem na czole.
Owszem, nie przysłużyły się Kościołowi ani histeria tzw. obrońców krzyża, ani milczenie duchownych po akcjach palikotowych bojówek Tarasa (odważnego na widok kilkunastu staruszek, ale gdy przyszło mu zmierzyć się z patrolem Straży Miejskiej, rzucał się na chodnik z okrzykiem „Skujcie mnie, skujcie mnie!”). Cóż, pewnie i te wrzaski zostaną wkrótce uznane przez Front Jedności Przekazu za ważny głos w dyskusji o polskim Kościele. Atmosfera ku temu robi się znakomita.
I dlatego, słowo daję, mam wątpliwości, czy prezydent Komorowski zalicza po prostu kolejne wpadki, gdy mówi o „Stefanie Karolu Wyszyńskim” zamiast „Stefanie Kardynale Wyszyńskim” albo o „Janie Pawle III” zamiast „Janie Pawle II”, czy też może świadomie pokazuje, że najważniejsi ludzie Kościoła wcale aż tak ważni dla Polaków być już nie muszą. Wolę wierzyć, że to przejęzyczenia. Dlaczego jednak nie słyszymy po nich medialnego rechotu jak w przypadku słynnego „Irasiada” czy zmontowanego przez dziennikarzy ze słów „Boruc bardzo...” – „Borubara”? Czyżby nawet rechot podlegał dziś w Polsce odgórnym rozporządzeniom?