I po bunga-bunga
„Nie zmogła go kula, nie zmogła go siła” – dopiero dziewczyna zmogła Janosika. Z Berlusconim podobnie, tylko odwrotnie
Proszę zobaczyć – żadne dziewczyny i związane z nimi skandale, żadne bunga-bunga, żadne afery nie były w stanie zachwiać jego popularnością przez 17 lat. Facet był notorycznym pajacem, farbował się i chirurgicznie zasadził sobie na łysinie włosy, potrafił publicznie pleść androny, także podczas występów zagranicznych. Ekonomiści przestrzegali przed nadmiernym zadłużeniem, opozycja stawała na głowie, i nic. Wybory po wyborach wygrywał w cuglach. Bo miał po swojej stronie telewizję, która potrafiła sprawić, że to samo, za co każdego innego by zniszczono z kretesem, ośmieszono i wyszydzono jak nieszczęsnego wiceprezydenta USA Dana Quayle’a, z którego za pomocą masowo reprodukowanych w mediach zmyślonych historyjek zrobiono w oczach wyborców jakiegoś ostatniego kretyna, w wypadku Silvia było tylko „wpadką”, barwnością, tak czy owak, dowodem na to, że premier jest „swój chłop”.
I oto niezatapialny Silvio, który do tego stopnia zdołał się opancerzyć na demokrację, podpadł tajemniczej, anonimowej sile zwanej „rynkami finansowymi” oraz nieformalnemu europejskiemu dyrektoriatowi. I jakby ktoś pstryknął palcami – Silvio był, Silvia nie ma. Ot, siła. Ino gwizdnęło i teflonowy przywódca poleciał w ślady innego podpadniętego – Jorgosa Papandreu.
W przypadku Papandreu rzecz dotyczyła polityka krańcowo w swym pogrążonym w chaosie kraju niepopularnego, ale i tu, zwróćmy uwagę, człowiek, który go zastąpił, jaki wydał z siebie pierwszy przekaz?