Mężczyźni pod presją się wstydzą
Człowiek na krawędzi? Tak, to jest sytuacja, która mnie interesuje. Życie to pasmo prób. Ich przejście pozwala nam rozwijać się w naszym człowieczeństwie. Jest to klasyczna wyprawa po św. Graala. W pewnym sensie stanowi ona model naszego życia, tak jak każdej opowiadanej historii”. Te słowa Grega Zglińskiego wypowiedziane sześć lat temu można odnieść także do „Wymyku”, wspaniałego polskiego filmu, który już można oglądać w kinach. Opowiada on o dwóch braciach prowadzących tę samą firmę, różnych jak dwie strony tej samej monety. Fred, pozujący na chojraka, kolekcjonuje zabytkową broń. Nerwowy Jerzy samotnie wychowuje dwójkę dzieci. Ale w pociągu pełnym pasażerów tylko on staje w obronie napastowanej dziewczyny i za to zostaje z niego wyrzucony. Fred patrzy na bitego Jerzego jak skamieniały. Zawodzi brata, zawodzi rodzinę, ale przede wszystkim samego siebie. To najgorszy z zawodów, bo w końcu, ostatecznie, mamy tylko siebie, a nie siebie nawzajem. Jeśli nie można liczyć na siebie, to już na nikogo. Fred nie może żyć z poczuciem winy, musi ją zmazać. Ale zanim to się stanie, bezpośrednio po wypadku zgrywa bohatera, oszukując wszystkich wokół, a mimo to wzbudza żal i litość. Zakompleksiony Fred zawsze żył w cieniu brata faworyzowanego przez rodziców. W końcu zadawniony żal, wryty w niego głęboko, paraliżuje go w pociągu. I wszystko się sypie. Rola Roberta Więckiewicza jest fenomenalna. Aktor gra całym ciałem – jest mu posłuszne jak batuta dyrygentowi. Jego Fred jest tragiczny, ale i śmieszny zarazem. „Wymyk” został nagrodzony w Gdyni za najlepszy scenariusz, debiut reżyserski oraz drugoplanową rolę żeńską Gabrieli Muskały. Na Warszawskim Festiwalu Filmowym – w Konkursie Międzynarodowym – za najlepszą rolę męską Więckiewicza i uhonorowany Nagrodą Jury Ekumenicznego.