Kuszenie według Łysiaka
Z mitem faustowskim postanowił zmierzyć się Waldemar Łysiak. Akcję nowej książki „Satynowy magik” umiejscowił w latach 30. w III Rzeszy
Bohaterem uczynił pisarz Polaka z Galicji, absolwenta lwowskiego gimnazjum, któremu studia na Wydziale Historii Sztuki uniwersytetu w – nieistniejącym – Germanshaven funduje stryj, skądinąd renegat nieprzyznający się do polskości, ochoczo udający zaś „wiedeńczyka”, na domiar złego zwolennik Hitlera.
W przeciwieństwie do stryja ojciec Mateusza, bohatera „Satynowego magika”, jest dobrym Polakiem, gorliwym katolikiem, człowiekiem – jak się przynajmniej do pewnego momentu wydaje – uczciwym i poczciwym, który wyjeżdżającemu na studia synowi daje następującą radę: „Zawsze dotrzymuj słowa, nie kupuj rzeczy mielonych, bo pakują do nich również śmiecie, i nie oglądaj genitalnej pornografii, bo nabierzesz wzgardy wobec wszystkich kobiet, także wobec dam”.
W Germanshaven, w „ekscentrycznej uczelni dla dzieci arystokratów i nuworyszów-milionerów”, ojcowska rada na nic się jednak nie zda, a i sam Mateusz, owładnięty pragnieniem podróżowania po świecie, chętniej niż na wykłady uczęszcza do knajpy Pod Wesołym Trampem. To, co najważniejsze, staje się jednak na uniwersytecie, gdzie poznaje swego Mefista – Satina Reteę, niezwykłego, czarującego, gdy ma w tym swój interes – erudytę i maga, który wie wszystko, zna wszystkich i w ogóle nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Jest w końcu Szatanem, z czego jednak zdaje sobie sprawę czytelnik, a nie Mateusz, początkowo oczarowany nowym znajomym, a niebawem uzależniony od niego. I zanim zorientuje się w intencjach Sata, zostanie wplątany w rozmaite, obrzydliwe raczej działania, za którymi stoją służby specjalne, nie tylko niemieckie, ale i sowieckie. III Rzesza rozpoczyna bowiem właśnie swój flirt ze Związkiem Sowieckim, czy – mówiąc inaczej – zawierają taktyczny sojusz dwie najpotężniejsze siły tych socjalistycznych mocarstw: Gestapo i NKWD.