Wszystkie sztuczki Tuska
Donald Tusk wielkie i słuszne cele zawarte w exposé postawił przed ekipą średniaków
Dzisiejszy Donald Tusk zaraz po wyborach wypuścił w Polskę sugestię, że tym razem będzie inaczej niż zwykle. Że rozumie powagę chwili.
Kiedy przekonywał swój klub do poparcia Wandy Nowickiej kandydującej na wicemarszałka Sejmu, opowiadał posłom PO, jak to partia Palikota może stać się kluczem do przyjmowania kontrowersyjnych projektów wbrew PSL-owskiemu koalicjantowi. Równocześnie z zaskakującą pokorą zdawał się znosić pouczenia prezydenta Komorowskiego. Obiecał mu wręcz przy podawaniu rządu do dymisji, że teraz będzie już działał na serio.
Skrócił wszelkie terminy związane ze zmianą władzy. Wyczekiwane przez wszystkich exposé miało stać się apogeum nowej tendencji.
I w jakiejś mierze było. Po rytualnych ogólnikach Tusk przeszedł od razu do naprawy publicznych finansów. Zamiast wyliczanki dziedzin zafundował nam mocne deklaracje antykryzysowe.
I wprawdzie ułatwił sobie sprawę, przypominając o wzroście gospodarczym przez ostatnie cztery lata, ale już nie o tym, że Komisja Europejska uważa nas dziś za kraj zagrożony kryzysem publicznych finansów. Nawet oblężony przez dziennikarzy na sejmowym korytarzu Jarosław Kaczyński rzucił z sarkazmem: „Zręczne przemówienie”.
Przedłużenie wieku emerytalnego i ograniczenie emerytalnych przywilejów, ostrożna reforma KRUS, likwidacja niektórych ulg podatkowych (choć w najmniejszym stopniu kosztem polityki pronatalistycznej ) i ogólnikowa zapowiedź odchudzenia administracji to niektóre z propozycji. Także – choć trudno to nazwać reformą – częściowe podniesienie składki rentowej. Wszystko wypowiadane tonem prawd bolesnych, lecz oczywistych. Przyozdobione mocną retoryką równościową i prorodzinną. Naturalnie PiS zaatakuje, już atakuje poszczególne bolesne cięcia. Ale z tym językiem walczyć będzie mu trudno.