
Romantyczne odruchy
Z Wojciechem Solarzem, aktorem rozmawiała Jolanta Gajda-Zadworna
Łatwo ukraść 80 mln?
Udało się to młodym działaczom „Solidarności” 30 lat temu. Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego Józef Pinior, Stanisław Huskowski i Piotr Bednarz zagrali va banque. Zanim związkowe konto zostało zablokowane, wyprowadzili z niego pieniądze. Opowiada o tym film Waldemara Krzystka „80 milionów”.
Spotkał się pan z pierwowzorem swojej postaci?
Stanisław Huskowski, były prezydent Wrocławia, radził, żebyśmy „nie jechali patosem”. Podobnie mówił reżyser. To, co zdarzyło się w 1981 r. we wrocławskim banku, było spontaniczną akcją. Trochę donkiszoterią, romantycznym odruchem dwudziestokilkulatków, za który każdy z nich słono zapłacił. Mimo to warto było.
Co się stało z pieniędzmi?
Zostały ukryte w kurii biskupiej i do 1989 r. wspierały m.in. internowanych oraz ich rodziny w całej Polsce.
Bohatera wzorowanego na autentycznej postaci zagrał pan też w „Odwyku”.
Film Krzysztofa Jankowskiego jest impresją na temat K.I. Gałczyńskiego, poezji, w której nie brak abstrakcyjnego humoru oraz klimatu wczesnych lat 50. Wyobrażaliśmy sobie, jak poeta, żyjąc w takich czasach, próbował nadać otaczającej go rzeczywistości lepszy wymiar. Angażował w to niesamowitą wyobraźnię, ale też uciekał w alkohol.
A pan chyba lubi w filmach uciekać w inne epoki?
Oj bardzo. Tak się zanurzyć w inne realia, inne życie... Zdarzyło mi się to w serialu „Sprawiedliwi”, gdzie przez moment budowałem przedwojenne metro. Ale posmakowałem też międzywojnia w filmie „1920. Bitwa Warszawska”. Świetna sprawa.