Polak, któremu kłaniał się Herman Göring
Janusz Radziwiłł, senator, arystokrata, współpracownik Piłsudskiego. Przez lata oskarżano go, że był agentem wpływu NKWD. Pierwsza biografia księcia rzuca nowe światło na tę tajemniczą sprawę
Książę panie, bolszewicy są już w ogrodzie”. Słowa te, wypowiedziane 20 września 1939 r. przez kamerdynera w pałacu w Ołyce, zapoczątkowały jeden z najciekawszych i najmniej znanych polskich epizodów z lat 1939–1945. Tego dnia NKWD dokonało aresztowania księcia Janusza Radziwiłła, przywódcę ziemian i konserwatystów II Rzeczypospolitej oraz pretendenta do tronów Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Początkowo Sowieci chcieli „załatwić sprawę od ręki” i w pobliskim młynie parowym urządzili „sąd ludowy nad Radziwiłłami”. Na miejsce spędzono stu okolicznych włościan, którzy mieli wydać wyrok śmierci na „wyzyskiwaczy ludu pracującego”. Ku zdumieniu i wściekłości oprawców zaledwie dwóch chłopów (w dodatku ludzi z marginesu) poparło wniosek. Reszta zgodnie zeznała, że „od kniaziów Radziwiłłów myśmy nijakiej krzywdy nie zaznali”.
Uratowany w ten sposób książę i członkowie jego rodziny zostali zapakowani do dwóch limuzyn i – pod eskortą uzbrojonych czekistów – zawiezieni do Równego. Stamtąd przez Kijów Radziwiłł trafił do Moskwy, gdzie osadzono go na Łubiance. Właśnie tam, jak głosi legenda, polski arystokrata się złamał i został zwerbowany przez NKWD jako niezwykle cenny tajny współpracownik.
Pisał o tym między innymi nieżyjący prof. Paweł Wieczorkiewicz. Historyk powoływał się na „późniejsze relacje wyższych funkcjonariuszy NKWD”. Inni badacze brali księcia w obronę, nikt jednak nigdy nie przeprowadził poważniejszych badań. Zrobił to dopiero Jarosław Durka, autor wydanej właśnie biografii politycznej księcia („Janusz Radziwiłł 1880–1967”, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2011). Książkę czyta się jak powieść sensacyjną.
Rozmowy z Berią
Przesłuchania, którym poddano księcia na Łubiance, były prowadzone w sposób spokojny. W przeciwieństwie do innych Polaków nie był bity, pozbawiany snu i przesłuchiwany po kilkadziesiąt godzin bez przerwy. Rozmawiano z nim najwyżej kilka godzin dziennie. Oficerów śledczych interesowała właściwie jedna sprawa: czy gdyby żył Józef Piłsudski, przyjąłby odrzuconą przez Józefa Becka ofertę Hitlera i ruszył z nim na krucjatę przeciwko Sowietom.