Stare sztuczki w nowych szatach
Z prof. Andrzejem Zybertowiczem, socjologiem, byłym doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego rozmawia Anna Raczyńska
Panie profesorze, czy z upływem lat rozumie pan polską politykę coraz lepiej, czy coraz bardziej pan jej nie rozumie?
Mam wrażenie, że lepiej rozumiem mechanizmy życia społecznego w ogóle. Jako doradca – najpierw komisji weryfikacyjnej WSI, potem premiera, a następnie prezydenta RP ds. bezpieczeństwa państwa – otarłem się o kuchnię polityki, mam rozbudowaną sieć kontaktów i dostęp do informacji. Znam też liczne koncepcje nauk społecznych. Zdobyte doświadczenia i wiedza dają mi coraz pełniejszy i, jak sądzę, rzeczywisty obraz spraw w naszym kraju. Natomiast nie wiem, czy coraz lepiej polską politykę rozumie społeczeństwo. Jeśli Bogdan Klich, odwołany ze stanowiska ministra obrony, odpowiedzialny za bałagan w wojsku, zostaje wybrany senatorem, to znaczy, że trzeba się poważnie zastanawiać, czego wyborcy nie wiedzą lub nie rozumieją, że ten mandat został przyznany.
To jest powód, by pytać o stan polskiej demokracji?
Od początku transformacji polska demokracja podlega silnym wahaniom. Mocno zakorzeniony klientelizm tworzy różnego typu układy, które pod wieloma względami czynią z demokracji pustą dekorację. To oznacza, że wyborcza gra, publiczne debatowanie i definiowanie problemów społecznych oraz wymiana osób kierujących państwem są zjawiskami w sporej mierze fasadowymi. Są spektaklem chronionym przez poprawność polityczną, przez quasi-cenzurę niedopuszczającą do ujawnienia informacji, które mogłyby istotnie zmienić postawy wyborców. Ale prawdę mówiąc, sam niechętnie przekazuję głębszą wiedzę na temat mechanizmów zdobywania i sprawowania władzy.
Dlaczego?
Jestem nauczycielem akademickim. Z mego doświadczenia wynika, że gdy nieprzygotowanym umysłom odsłania się rzeczywiste mechanizmy władzy, to jedni przeżywają szok i ze wstrętem odwracają się od aktywności społecznej, a drudzy próbują tę wiedzę cynicznie wykorzystać. Jedno i drugie szkodzi demokracji.