Ostatnia podróż reportera
20 listopada zmarł Olgierd Budrewicz – reporter, podróżnik, varsavianista. Pozostawił po sobie ponad setkę książek o 160 krajach, które odwiedził. Miał 88 lat
Wojciech Lada
Panie Olgierdzie – zagailiśmy zachęceni rubasznym tonem, jaki przybrała nasza rozmowa. – A gdyby tak w tej chwili odebrał pan telefon z propozycją zrobienia korespondencji, dajmy na to, z walk w Afganistanie. Zgodziłby się pan?
– Natychmiast wsiadłbym do samolotu – odparł tak szybko, jakby już zaczynał spieszyć się na lotnisko (szczupły, wysoki, o bardzo życzliwym, choć niepozbawionym ironii spojrzeniu był Olgierd Budrewicz z pewnością postacią barwną, niezwykłą i do końca pełną energii). Kiedy piliśmy kawę na warszawskim placu Zawiszy, miał 85 lat. Dużo się uśmiechał, a anegdotycznie i z humorem potrafił opowiadać nawet o powstaniu warszawskim.
Na barykadzie
Losy Budrewicza, jak wielu z tego pokolenia, ukształtowała historia, która dość brutalnie wkroczyła w jego życie 1 września 1939 r. Był wówczas 16-latkiem – pewnie całkiem zwyczajnym, choć dojrzałym – już miał sprecyzowane plany na życie. Jak wspominał po latach, po lekturze książek Arkadego Fidlera i pod wpływem znajomości z mieszkającym po sąsiedzku Melchiorem Wańkowiczem, nie tylko marzył o dalekich podróżach, ale marzenia te planował wcielić w życie z końcem studiów dziennikarskich. W roku 1942, kiedy na tajnych kompletach zdał maturę, nie były to może plany szczególnie realne, a jednak Budrewicz podjął studia prawnicze na zakonspirowanym Uniwersytecie Warszawskim oraz dziennikarskie w Wyższej Szkole Dziennikarskiej.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy nawiązał współpracę z Armią Krajową, ale w momencie wybuchu powstania warszawskiego był już kapralem podchorążym w zgrupowaniu „Żmija” (obwód „Żywiciel”) walczącym w rejonie Żoliborza, Bielan i Powązek.