Zakazana pamięć
Zbiorowej amnezji nigdy nie udało się w Polsce skutecznie zaszczepić. To zadziwiające, że wciąż się próbuje
11 listopada fotograf Stanisław Markowski, twórca hymnu „Solidarności”, jak tysiące innych osób chciał oddać hołd Polakom poległym za naszą wolność. Czekał w kolejce do krakowskiego Grobu Nieznanego Żołnierza. Z tłumu wyróżniał się tym, że trzymał nad głową portret Marii i Lecha Kaczyńskich.
Podeszło do niego kilku policjantów. Próbowali go nakłonić, by odłożył zdjęcie. Bezskutecznie. Pojawiło się więc dwóch funkcjonariuszy w cywilu. Jak relacjonował, rzucili się na niego, próbowali wyrwać mu zdjęcie. Doszło do przepychanki. Portret ocalał.
Pisząc kilka dni później o tym przykrym doświadczeniu w „Naszym Dzienniku”, wspominał marzec 1980 r., gdy na krakowskim rynku fotografował miejsce, w którym spalił się Walenty Badylak protestujący przeciwko kłamstwom o Katyniu. Wówczas bezpieka próbowała wyrwać mu aparat, by zniszczyć zdjęcia. „Minęło 31 lat i historia zatoczyła koło. Znów jesteśmy my i oni. Znów jesteśmy otaczani pogardą i nienawiścią za to, że chcemy prawdy i szacunku dla Polski. Doskwiera im ta Polska, oj, doskwiera!”.
Zakazane obchody
To, co teraz spotkało Stanisława Markowskiego, umknęło w ferworze dyskusji o rzekomych faszystach i rzekomych antyfaszystach.
A jest to wydarzenie, którego przemilczeć nie można. Pokazuje, że trwa zacięta walka z pamięcią, czyli walka z naturą. Że wciąż próbuje się izolować postać zmarłego prezydenta. Przeszkadza nawet jego zdjęcie w czasie narodowych uroczystości.