Rodzina święta z natury
Ciepłe, zabawne, wzruszające. „Kobiety z 6. piętra” Philippe’a Le Guaya przenoszą nas do Paryża lat 60., gdzie w charakterze domowej służby pracowało wówczas mnóstwo Hiszpanek. Pracę znajdywały już w godzinę po zatrzaśnięciu drzwi autobusu, za pośrednictwem kościołów. Pracowały od godz. 6 rano do 23, ale pomimo tego Paryż sprawiał, że odżywały – chadzały razem na walki bokserskie do Salle Wagram i do kabaretu. Le Guay opowiadał mi o nich wiosną w Warszawie, dobrze je pamiętał: – Gdy byłem chłopcem, pracowała u nas i mieszkała na tytułowym 6. piętrze kamienicy w pomieszczeniach dla służby młoda Lourdes, która pochodziła z wioski w Galicji. Była też moją nianią i w pewnym momencie zupełnie mieszałem francuski z hiszpańskim, a także modliłem się po hiszpańsku – wspominał. W jego filmie mąż i ojciec, Jean-Louis Joubert (Fabrice Luchini), od lat tkwiący w rutynie codziennych zdarzeń, odnajduje radość życia w kontaktach z grupą takich właśnie kobiet, którym wynajmuje nader skromne pokoje w najgorszej części swojej kamienicy. Specyficzna rodzina tworzona przez te imigrantki – wśród nich zobaczymy świetne aktorki Carmen Maurę i Lolę Duenas – wydaje się prawdziwsza, a na pewno czulsza od tej „zwyczajnej”, francuskiej.