Po pysku w ramach demokracji
Na początku roku modne są prognozy. Proszę bardzo
Za mierne proroctwa nie palą na stosie, a co więcej – serwowanie ludowi kompletnych andronów przetykanych banialukami nie zamyka drogi do kariery. Wprost przeciwnie. No to do dzieła! Co nas czeka w nadchodzącym, mitycznym 2012 r.?
Po pierwsze koniec świata. Nie wyszło w okrągłym roku 2000, niektórzy nie mogli tego odżałować i przesunęli owo wydarzenie na 2012 r. Dokładnie na 21 grudnia. Ziemia się przebiegunowi, zakręci się w odwrotnym kierunku i wszyscy z niej pospadamy czy coś takiego. Pozostałe sprawy wyglądają równie optymistycznie. Kryzys pierzchnie przed PR-owskimi sztuczkami i będzie się miał jak niepyszny. Historyczna prezydencja Polski udowodniła, że można na nasz kraj liczyć. Szczególnie gdy się Unia nie może doliczyć euro.
Z pustego i Salomon nie naleje, ale co tam Salomon, nasi spece od ekonomii naleją. A jeśli ktoś będzie pyszczył, że szastają jego gotówką, to też naleją. Jak będzie trzeba, to i po pysku, żeby miał pewność, że żyje w sprawnie zarządzanym, demokratycznym kraju. Nadal będą rozkwitać wolność i suwerenność z jednego hektara. Podobnie jak opinia o Polakach, że to antysemici i faszyści. Rozgłaszają ją zresztą ci sami, którzy tropią u nas psujów szargających nasz wizerunek w Europie. Usługowe autorytety i „yntelektualiści” będą intensywniej piać peany na cześć rządu i pluć na opozycję. To się naprawdę opłaca. Władza w takich przypadkach jest niezwykle hojna. Nie żałuje, płaci z kieszeni opluwanych.
Prawica zamieni się z lewicą. I tak nikt się nie połapie. Wraku ani czarnych skrzynek nie dostaniemy. Na co nam stare graty? Prokuratura będzie jeszcze bardziej niezależna, a sądy jeszcze bardziej niezawisłe. Media staną się obiektywne do obrzydliwości. Unia Europejska się nie posypie.
Za to Euro 2012 posypie – premiami dla PZPN. Władimir Putin uwiedzie elektorat, tańcząc kazaczoka na Księżycu. W samych slipach. Barack Obama oświadczy (się) Angeli Merkel, a angielska Pipa skuma, co jej imię znaczy w jednym słowiańskim narzeczu. O przyszłości można bajdurzyć do woli. Szwejk mawiał: „Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było”.