Dajmy Włochom. Są tylko dwa razy bogatsi
Na ratowanie strefy euro budżet straci pół miliarda złotych rocznie. To znacznie więcej, niż wydajemy np. na becikowe (ponad 0,4 mld zł), lub dwie trzecie tego, co przeznaczamy na inwestycje w opiece zdrowotnej. W odróżnieniu od wymienionych powyżej wydatków pożyczka dla MFW nie przyniesie Polakom żadnych korzyści.
Pożyczka Polski dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego będzie oprocentowana na 0,11 proc. (według informacji prezesa NBP Marka Belki). A ponieważ obligacje najbardziej wiarygodnych państw (a tylko w takich papierach można lokować rezerwy banku centralnego) są oprocentowane na około 2 proc., tracimy około 1,9 proc. odsetek.
To oznacza, że NBP na pożyczce dla MFW straci około 120 mln euro odsetek rocznie. Ponieważ bank centralny obowiązkowe 95 proc. swego zysku wpłaca do budżetu, jego wpływy w tym okresie spadną o ponad 500 mln zł rocznie. To oczywiście przybliżony szacunek. Krzysztof Rybiński, który zarządzał przez pewien czas rezerwami NBP, ocenia utracone przez trzy lata odsetki na 2 mld zł.
Bez względu jednak na to, czy rozmawiamy o 0,5 mld zł, czy o 0,6 mld zł utraconych dochodów budżetowych rocznie, ważne jest, że ten wielki wysiłek naszych finansów publicznych przeznaczony ma być na pomoc dla państw znacznie od nas bogatszych. PKB Włoch jest dwa i pół razy wyższy od naszego (według siły nabywczej).
To bogate państwo od lat żyje na kredyt. Ratunkiem dla niego nie są gwarancje dostępu do tanich pieniędzy z MFW. Włochy muszą obciąć swoje zbyt wysokie wydatki. Jeżeli to zrobią, odzyskają zaufanie rynków i będą mogły tanio pożyczać pieniądze.
Wtedy żadna pomoc takich ubogich państw jak Polska nie będzie im potrzebna. Dlatego jeżeli chcemy naprawdę skutecznie pomagać eurolandowi, to przede wszystkim musimy mieć prawo głosu, by móc się domagać od utracjuszy reform.