Listy
Zaproszenie do Glinianki
W okładkowym tekście „Ojciec Mateusz zmienia Sandomierz” wspomnieliście, że zdjęcia serialowe kręcone są także w kościele w Gliniance. To moja rodzinna miejscowość, która ma bardzo ciekawą historię. Pierwsze osady wzniesiono tu już na przełomie XII i XIII w., a w 1556 r. ustanowiono parafię pw. św. Wawrzyńca. (…) Po trzecim rozbiorze Polski Gliniankę wraz z okolicą włączono do zaboru austriackiego. Traktem przez nią przeszły podobno wojska Napoleona idące na Rosję, stąd nazwa głównej ulicy – Napoleońska. W czasie powstań narodowych w latach 1831 i 1863 odnotowano tu kilka potyczek z wojskami carskimi.
W 1905 r. przy kościele św. Wawrzyńca po nabożeństwie zebrała się gromada chłopów ze sztandarem z polskim orłem i żądaniami w sprawie języka polskiego i polskiej szkoły.
W środku kościoła znajduje się z kolei tabliczka z nazwiskami 12 polskich żołnierzy, pochowanych na pobliskim cmentarzu, którzy zginęli w sierpniu 1920 r. z rąk bolszewickiej hołoty (jeden przebity bagnetem zmarł na rękach mojej babci). (…) W czasie II wojny światowej partyzanci z Glinianki (w tym mój ojciec) brali udział w słynnej akcji odbijania więźniów z pociągu w Celestynowie. Gdy podziemie AK wydało wyrok na szefa SS na powiat Mińsk Mazowiecki, do jego wykonania zgłosił się na ochotnika „chłopak z Glinianki”. Po wejściu Rosjan część ujawnionych żołnierzy AK wzięto do LWP, pozostałym od kaprala wzwyż ufundowano wczasy na Syberii. Wykonawca wyroku na szefie SS po powrocie ważył 37 kg. A dowódcę AK okręgu Mińsk Mazowiecki zamordowano w nieznanym miejscu
Eugeniusz Nowak, Glinianka, ul. Napoleońska
Panie Eugeniuszu, serdecznie dziękujemy za to piękne uzupełnienie. Warto polską historię spisywać, notować, zbierać okruchy i wielkie fakty, bo bez tego młodzi Polacy uwierzą za kilka lat, że bolszewikom należy stawiać pomniki, a nasza historia to nie powód do dumy, ale wstydu. Najlepszą obroną przed tą pedagogiką wstydu charakterystyczną dla części mediów jest właśnie spisywanie, nagrywanie, upowszechnianie relacji o tym, jak było. Za zaproszenie do Glinianki dziękujemy! Odwiedzimy!
Egoizm podróżników
Hipokryzja Jacka Pałkiewicza zaprezentowana w ostatnim numerze sięgnęła szczytu. Podróżnik ów, sam zachwycając się naturą, równocześnie odmawia tego prawa innym, dezawuując wycieczki turystów, którzy też chcą zwiedzić niezwykłe miejsca na tej planecie. Pisze, że zorganizowana turystyka przeszkadza mu kontemplować piękno przyrody. Jest na to rada. Niech kupi sobie 100 hektarów po jakimś PGR, ogrodzi teren, wybuduje pośrodku świątynkę i tam kontempluje! Na pewno nikt nie będzie mu wtedy przeszkadzał!
Konkludując, artykuł nader interesujący, ale ta nieszczęsna opinia pozostawia niesmak.
Helena Grzegorczyk
Czy nie za poważnie pani reaguje na te zdania? Czy gdy budujemy domek pod miastem, natychmiast po zamieszkaniu w nim nie zaczynamy pomstować na inwazję miastowych? To naturalna reakcja. I jednak Jackowi Pałkiewiczowi chodziło o sensowną organizację ruchu turystycznego, a nie jego likwidację.
Koszmarne oszczędności
Podniesienie ceny za paski do oznaczania poziomu cukru we krwi może powodować skutki zbrodnicze. W tzw. cukrzycy młodzieńczej niedokładne oznaczenie dawki potrzebnej insuliny w dłuższej perspektywie może doprowadzić do utraty wzroku, następnie uszkodzenia nerek, a w końcu śmierci. Taki był los młodych ludzi w Polsce jeszcze w latach 80., gdy glukometry osobiste były bajką zza oceanu. Tak zmarła moja studentka. Cukrzyca młodzieńcza to często problem dzieci z ubogich rodzin, gdzie liczy się każdy grosz. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której biedni „przekalkulują” sobie koszty i ograniczą liczbę badań krwi, przyjmując, że przez dobę to i tak się niewiele zmieni, a zawsze to parę groszy. Skutek znany.
Andrzej Wojciechowski