
Strzeżcie się tych, którzy przynoszą dary
Międzynarodowy Fundusz Walutowy pomaga niektórym krajom tak skutecznie, że nie ostaje się w nich kamień na kamieniu
Przywódcy najpotężniejszych państw globu spotkali się, aby wspólnym wysiłkiem uratować system finansowy przed katastrofą. Postanowiono, że w krwiobieg światowej gospodarki zostanie wtłoczony – bagatela – ponad bilion dolarów. Głównym beneficjentem podjętych decyzji okazał się Międzynarodowy Fundusz Walutowy, którego zasoby miały się potroić i urosnąć do kwoty 750 mld dol.
– Osiągnęliśmy więcej, niż można się było spodziewać – stwierdził prezydent Francji. – Dzięki temu historycznemu kompromisowi mamy szansę stworzyć nową finansową architekturę – cieszyła się kanclerz Niemiec. – Oto dzień, w którym świat zjednoczył się, aby stawić czoła globalnej recesji. I to nie przy pomocy słów, lecz konkretnych czynów – emocjonował się premier Wielkiej Brytanii.
A wszystko to działo się w Londynie, na początku kwietnia roku pańskiego 2009. Właśnie wtedy doszło do „przełomowego” spotkania grupy G20, które miało stanowić cezurę między okresem egoizmu i bezczynności mocarstw a świetlaną epoką solidarnej walki z kryzysem.
Od tamtych wydarzeń minęły blisko trzy lata. W tym czasie odbyło się kilkanaście następnych „przełomowych” szczytów, dziesiątki „kluczowych” rozmów między Angelą Merkel i Nicolasem Sarkozym, kilka razy „zaglądaliśmy w przepaść” i „byliśmy o krok od tragedii”.
I dalej stoimy w tym samym miejscu, w którym byliśmy w prawie trzy lata temu, a jedyną odpowiedzią na gospodarczą zapaść jest pompowanie kolejnych miliardów dolarów w kraje, które nie radzą sobie ze swoją gigantyczną górą długów.
Jeźdźcy Apokalipsy
MFW jest narzędziem idealnie nadającym się do takiej operacji. Można poprzez tę instytucję „wyprać” pieniądze, których nie dałoby się wypłacić legalnie – tak jak w przypadku obecnej zrzutki wśród członków UE. Można – także za pośrednictwem funduszu – wyłożyć na stół listę warunków, których nie może postawić np. Komisja Europejska. Można również delikatnie wprowadzić w błąd własnych wyborców, sugerując, że astronomiczne sumy na wspieranie tego czy tamtego bankruta płyną nie z kieszeni podatników w Niemczech, USA czy Polsce, lecz z MFW, który, jak powszechnie wiadomo, hoduje banknoty na drzewach. Ponadto fundusz zawsze da się sportretować jako organizację szlachetną, łączącą w sobie cechy ONZ oraz dużej fundacji charytatywnej, której 187 członków działa na zasadzie szerokiego konsensusu. Z taką zresztą narracją mamy obecnie do czynienia w Polsce.
Tak naprawdę jednak w funduszu najwięcej do powiedzenia mają Amerykanie. Każdą decyzję podejmuje się tutaj kwalifikowaną większością 85 proc. głosów. A Stany Zjednoczone mają do dyspozycji 17 proc. głosów (oblicza się je na podstawie ekonomicznej siły danego kraju), są więc w stanie zablokować każdy projekt i każdy kredyt. Dzisiaj MFW znów jest przedstawiany nieomal jako ostatnia nadzieja dla światowej gospodarki.