Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

fot. marek obremski

Przyłapani w sieci

Robert Biskupski

Jeden wpis na portalu społecznościowym może zniszczyć całą karierę – pracodawcy coraz chętniej inwigilują swoich pracowników. Sprawdzają nawet, co piszą w domu

Tu jest lista stron, na które nie mogą wchodzić osoby u nas zatrudnione – Tomek, administrator sieci w jednej z warszawskich firm, pokazuje długi spis. – Aktualizujemy ją prawie codziennie. Nasi pracownicy są mistrzami w wynajdywaniu rozrywkowych portali w sieci.

Do niedawna pracownicy z jego firmy mogli wchodzić, gdzie chcieli. Pół roku temu prezes zażyczył sobie spisu stron odwiedzanych przez osoby zatrudnione. Okazało się, że większość z używanych witryn służyła „zabiciu czasu”.

– Dziewczyny z recepcji prawie cały czas siedziały na Facebooku i Nk.pl, dział handlowy non stop oglądał śmieszne filmy na portalu YouTube, a księgowość namiętnie grywała w literaki na Kurniku – opowiada Tomek. – Szef się wściekł. Kazał zablokować wszystkie „rozrywkowe” strony. Ale to jest walka z wiatrakami. W miejscu jednego zablokowanego portalu powstaje kilka innych, dowcipy i żarty znajdują się na większości stron w Internecie. Nie da się nad tym zapanować.

Na listach ulubionych witryn królują przede wszystkim portale społecznościowe, jak Facebook czy NK (dawniej Nasza-Klasa), portale humorystyczne, jak Demotywatory czy Kwejk, oraz czaty i fora internetowe. Strony niezbędne do wykonywania obowiązków zazwyczaj lądują w drugiej dziesiątce rankingu.

Robota dla dorosłych

– Mieliśmy też kilku panów, którzy codziennie wchodzili na strony „tylko dla dorosłych” – wspomina administrator sieci w dużej spółce giełdowej. – Jeden z nich nawet dodawał anonse towarzyskie. Efekt jest taki, że ci  mężczyźni pracują gdzie indziej, a ja dostaję co tydzień zlecenie zablokowania kolejnej strony.

Podobne problemy mają prawie wszystkie firmy. – Wśród stron internetowych odwiedzanych przez naszych pracowników niekwestionowanym liderem był portal społecznościowy Facebook – opowiada Marcin Lisiecki, pełnomocnik zarządu ds. bezpieczeństwa informacji w firmie telemarketingowej Call Center Poland SA. – Policzyliśmy, że tracimy przez to kilka „etatów” w ciągu miesiąca. Z tego powodu dostęp do portali społecznościowych posiadają teraz tylko osoby, które tego potrzebują ze względu na wykonywane obowiązki.

Niektórzy pracodawcy wolą dmuchać na zimne. – Pamiętam swoją pierwszą pracę w firmie telemarketingowej New Direct – wspomina Mateusz, specjalista od portali społecznościowych. – Szefowa zabroniła nam wchodzić do Internetu, uruchamiać edytory tekstu czy cokolwiek, co nie ma związku z pracą. Efekt był taki, że siedzieliśmy przez pół godziny, nic nie robiąc i patrząc tępo w sufit. Rozmawiać też nie można było.

Inaczej ma się sprawa w małych firmach. – U nas jest jasny podział pracy, nie da się jej zrzucić na kogoś innego – mówi szefowa firmy kurierskiej Szybki Lopez Magdalena Konopnicka. – Wiem, że moi pracownicy wchodzą czasami na Facebooka czy NK, ale robią to sporadycznie. Jeśli nie zaniedbują z tego powodu swoich obowiązków, to nie widzę powodu, by je blokować.

Część szefów ma na pracowników sposób: dodają ich w portalach społecznościowych do grup znajomych, żeby widzieć, czy zamieszczają oni wpisy w godzinach pracy, czy poza nią. Inni zlecają to informatykom.

– Na bieżąco monitorujemy czas spędzony przez pracowników w sieci – dodaje Marcin Lisiecki z Call Center Poland SA. – Rozmawiamy z nimi, gdy zauważamy, że wirtualne kontakty z grupą znajomych negatywnie wpływają na ich wydajność.

Na korzystanie w pracy z portali społecznościowych i rozrywkowych nie pozwalają również urzędy.

– U nas zablokowane są wszystkie takie witryny jak Facebook czy portal aukcyjny Allegro – mówi rzecznik warszawskiego ratusza Bartosz Milczarczyk.

Podobnie wygląda sprawa w dzielnicach. – Na Facebooka i NK się nie wejdzie, choć niektórzy pracownicy są na tyle przebiegli, że próbują ominąć zabezpieczenia – mówi wiceburmistrz Pragi-Południe Konstanty Bartoń. – Nasi informatycy na szczęście większość z tych prób udaremniają.

Co miesiąc informatycy przygotowują też analizy ruchu sieciowego, czyli sprawdzają, na jakie strony wchodzą urzędnicy i po co. – W ten sposób udało nam się zauważyć kilku nałogowych graczy internetowych – mówi wiceburmistrz Bartoń. – Już u nas nie pracują.

Warto przypomnieć historię wpisu na Facebooku byłej szefowej warszawskiego MPT Elżbiety Wiśniewskiej. Za komentarze pod adresem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej straciła pracę.

Anegdotą stała się już historia młodego człowieka, który w jednym z urzędów został zatrudniony z tzw. rekomendacji. Przychodził do pracy, siadał do komputera i grał w kulki. Gdy jego szefowa mu tego zabroniła, pozwał ją do sądu o mobbing.

Co może pracodawca

Czy taka inwigilacja nie narusza naszego prawa do prywatności? Dyrektor zespołu rzecznika prasowego Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych Małgorzata Kałużyńska-Jasak przypomina, że przepisy Kodeksu pracy zobowiązują pracownika do sumiennego wykonywania swoich obowiązków oraz przestrzegania czasu pracy, co oznacza, że w godzinach służbowych nie powinien się on zajmować prywatnymi sprawami, np. swoją korespondencją czy surfowaniem po sieci.

– Skoro pracodawca wyposaża pracowników w odpowiednie narzędzia pracy, np. komputer, nie musi się godzić na wykorzystywanie ich do celów prywatnych – tłumaczy Małgorzata Kałużyńska-Jasak. – Ponadto ma prawo kontrolować, co pracownicy robią w godzinach pracy, w tym do czego wykorzystują udostępnione im narzędzia.

Jednakże gdy szef zdecyduje się na sprawdzanie zatrudnionych, powinien wcześniej poinformować ich o zakresie i celu prowadzonej kontroli.

Dopuszczalne jest także, by pracodawca w celu ochrony tajemnicy przedsiębiorstwa zabronił pracownikom korzystania z Internetu, e-maila czy telefonu dla celów innych niż służbowe i zastrzegł sobie prawo do kontrolowania również treści przesyłek czy rozmów.

Jednak może tak postąpić tylko wtedy, gdy pracownik zostanie o tym poinformowany w momencie podjęcia pracy, a nie dopiero wtedy, gdy pracodawca uzna, że nastąpiło przekroczenie zasad, które w przedsiębiorstwie obowiązują.

Można też sprawdzać skrzynkę e-mailową pracownika. – Pracodawca może uznać, że cała korespondencja wpływająca na służbowe konto jest korespondencją

służbową – mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak. – W niektórych firmach konieczne może być nawet sprawdzanie, czy w listach sprawiających wrażenie prywatnych wiadomości pracownik nie ukrywa informacji, które mogą mieć charakter tajemnicy przedsiębiorstwa. Trzeba jednak pamiętać, że taka ingerencja w pocztę pracownika jest rozwiązaniem skrajnym i może być dokonywana jedynie wówczas, gdy pracownik wie, że pracodawca zastrzegł sobie do tego prawo.

Coraz więcej firm decyduje się na kontrolę nie tylko tego, co pracownicy robią w godzinach pracy, ale również tego, co wypisują na portalach w czasie wolnym. Rekordy popularności biją programy, które obserwują profile na portalach społecznościowych i zdają relację szefom z każdego wpisu, komentarza czy zdjęcia ich pracowników.

– Mamy coraz więcej firm, które chcą kupić od nas takie narzędzie – mówi Piotr Krawczyk, prezes firmy RedBelt, dystrybutora programu GUARDA Brand Reputation Defender. – Rozmawiamy też na ten temat z kilkoma urzędami.

– Szanujemy prywatność pracowników i nie ingerujemy w ich aktywność na portalach społecznościowych po pracy – zapewnia Marcin Lisiecki. – Pamiętajmy jednak, że informacje, które wprowadzimy na swój temat do sieci, żyją swoim własnym życiem, a ich usunięcie jest wręcz niemożliwe. Prędzej czy później krępujące fotografie lub wypowiedzi mogą dotrzeć do naszego pracodawcy i negatywnie odbić się na obecnej lub przyszłej karierze.

Marta Kowalska, rekruterka w dużej firmie, przyznaje, że sprawdza na portalach społecznościowych kandydatów, którzy wysyłają do niej CV. – Wczoraj wysłał do nas aplikację człowiek, który chciał być naszym handlowcem. Miał całkiem niezłe doświadczenie zawodowe i chciałam zaprosić go na rozmowę. Zajrzałam na jego profil. Hasła typu „j***ć konfidentów” i „CHWDP” przekonały mnie, że jednak nie warto.

Prawo do prywatności

Czy jednak przy takich działaniach nie jest łamane nasze prawo do ochrony danych osobowych? GIODO przy takich sprawach zaleca szczególną ostrożność. Jak tłumaczy, trzeba zdać sobie sprawę, że pracownik nie jest osobą związaną z zakładem pracy 24 godziny na dobę.

– Natomiast prawdą jest, że w momencie zawierania umowy o pracę osoba zatrudniana bierze na siebie obowiązek dbania o dobre imię pracodawcy – przypomina Małgorzata Kałużyńska-Jasak. I ten obowiązek istnieje niezależnie od obowiązujących w danym zakładzie pracy regulaminów i niezależnie od tego, czy pracownik jest w godzinach, czy poza godzinami pracy. Jeśli zatem działa „na własną rękę” np. na Facebooku, to musi pamiętać, że jest zobowiązany do zachowania lojalności wobec pracodawcy.

Jak na razie z inwigilacją pracownicy jeszcze nie walczą.

– Nasze statystyki takich skarg nie odnotowują, co oznacza, że nie otrzymujemy ich wcale bądź zgłaszane są sporadycznie – mówi rzeczniczka Państwowej Inspekcji Pracy Danuta Rutkowska.

Zgodnie z prawem pracodawca musi szanować godność pracownika. – Czyli jakiekolwiek kontrolowanie pracowników w firmie nie może jej naruszać – mówi Danuta Rutkowska.

Nie skarżymy się też do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.

– Być może jest to spowodowane tym, iż zagadnienie to należy rozpatrywać nie na gruncie ustawy o ochronie danych osobowych, lecz na podstawie przepisów regulujących stosunki między pracodawcami a pracownikami – mówi Małgorzata Kałużyńska-Jasak.

Aktualne wydanie Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Piotr BOŻEJEWICZ

Może i koniec, ale nie świata

• TAKO RZECZE [P] •Skoro Obama nawet w części nie okazał się takim cudotwórcą, jak przepowiadali eksperci, to czemu Trump miałby być taki groźny, jak go malują ci sami ludzie?

Adam Maciejewski

Polski kapitał na Kaukazie

Od 2014 r. w Armenii działa fabryka polskiej spółki Lubawa. Nawiązanie współpracy z rządem Armenii było możliwe dzięki promocji naszego przemysłu za granicą, wspieranej przez dotacje z UE