
Sztuka w ramach inwestycji
W czasach niepewności rynków inwestycje w sztukę są bezpieczne. Ranking najwyżej wylicytowanych na aukcjach w Polsce dzieł rodzinnych twórców współczesnych pokazuje, że to, co nowe, także jest w cenie
Zakupione dzieła nigdy nie stracą na wartości. Z czasem mogą tylko zyskać. To nie jest już co prawda wspaniały okres połowy lat 90., gdy można było na dobrej inwestycji – oczywiście, wykładając sporo już na początku – w krótkim czasie zarobić nawet na zakup mieszkania. Ceny malarstwa, rzeźby, nawet grafik ostro szły w górę. Już po kilku miesiącach koszt wylicytowanego na aukcji obiektu mógł być o jedną trzecią wyższy. Sztuka stawała się po prostu modna. Do dobrego tonu zaczęło należeć kupowanie jej dla siebie i obdarowywanie nią bliskich.
Klasyka w cenie
Pod koniec ubiegłego wieku pracowałam w jednej z krakowskich galerii i mogłam się przekonać, że potrzeba obcowania z pięknem i posiadanie go na własność dotyczy wszystkich, niezależnie od statusu społecznego, dochodów i wykształcenia. Zamożni klienci wydawali kilkaset tysięcy złotych, bardzo świadomie budując swoją kolekcję, lub inwestowali po to, by czekać na wzrost cen i szybki zysk pozwalający na wymarzony zakup. Ci zaś o skromnych uposażeniach – lub też po prostu początkujący kolekcjonerzy – byli bardzo szczęśliwi, gdy mogli wydać kilkaset złotych, by cieszyć się pięknym przedmiotem.
Zdarzali się i tacy, którzy chcieli po prostu udekorować mieszkanie i wówczas wybierali stosunkowo niedrogie płótna absolwentów krakowskiej lub warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych (dziś za obraz zdolnego debiutanta trzeba zapłacić już nawet kilka tysięcy złotych). Jedna para małżeńska nuworyszy w dresach poprosiła mnie nawet o dobranie obrazów do złotych klamek w jej mieszkaniu i wyposażona w krawiecki centymetr mierzyła obrazy w ramach i bez nich. W każdym razie interes w galerii kwitł, o ile dysponowało się dziełami odpowiedniej klasy i dostosowanymi do różnych potrzeb oraz umiało się nawiązać dobry kontakt z klientem.