Strach w piersiach
Implanty PIP wyprodukowano z „niemal kryminalnego koktajlu chemikaliów” – ocenia francuski toksykolog Andre Picot. Na świecie chodzi z nimi pół miliona kobiet, w Polsce – 200
Na setki tysięcy mieszkanek Starego i Nowego Kontynentu, które wszczepiły sobie do biustu implanty, padł blady strach. Nieistniejąca już francuska firma Poly Implant Prothese (PIP) jest podejrzewana o wypuszczenie na rynek wadliwych, grożących zdrowiu silikonowych wkładek.
Aby obniżyć koszty produkcji o milion euro rocznie, firma podczas dokonywanych przez siebie operacji używała silikonu stosowanego do... wypełniania materaców. Zarówno brytyjskie, jak i francuskie władze zaleciły już kobietom z implantami PIP natychmiastowe ich wyjęcie. Wenezuela zapowiedziała zaś, że państwo sfinansuje koszty usuwania trujących protez.
Brytyjskie stowarzyszenie chirurgów estetycznych podaje, że wskaźnik pękania implantów piersi PIP jest siedem razy wyższy, niż się oficjalnie ocenia. Przeniknięcie szkodliwych substancji chemicznych do organizmu, w tym wypadku niewiadomego pochodzenia, grozi bardzo poważnymi skutkami.
Sama liczba zagrożonych kobiet – 40 tys. w samej Wielkiej Brytanii, a na świecie być może nawet pół miliona – świadczy jednak o tym, jak wiele takich zabiegów wykonywanych jest na Zachodzie. Powiększanie piersi w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii jest najczęściej wykonywaną operacją chirurgiczną. Nawet recesja nie zmniejszyła obrotów branży.
Wiadomo, że również w Polsce są kobiety mające implanty PIP. Zagraniczne silikonowe protezy powinny być zarejestrowane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych – dowiedziało się „URz”. – Francuskie implanty PIP zostały dopuszczone do sprzedaży w Polsce na podstawie przepisów unijnych. MZ nie wydaje żadnych dodatkowych atestów podających skład tych wyrobów medycznych. Implanty firmy PIP były wszczepiane w co najmniej dwóch polskich klinikach chirurgii plastycznej. Wiemy, że jedna z nich mieści się w Katowicach.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że około 200 Polek nosi w sobie wadliwe protezy.
Zdania na temat implantów firmy PIP są jednak podzielone. Profesor Jerzy Strużyna, konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii plastycznej, nie ma jeszcze zdania na temat ich szkodliwości. – Czekam na wyniki zagranicznych badań – mówi. Natomiast dr Andrzej Sankowski, słynny warszawski chirurg plastyczny, występujący jako ekspert w popularnym programie „Chcę być piękna”, utrzymuje, że implanty PIP są wyjątkowo szkodliwe.
– Nigdy nie podjąłbym się wszczepienia ich którejkolwiek z moich pacjentek. Już dostaję maile od Polek mieszkających za granicą z zapytaniem, czy mają usunąć wadliwe implanty – mówi słynny lekarz. Tego samego zdania jest znany chirurg plastyczny prof. Kazimierz Kobus: – Silikon przemysłowy pod żadnym pozorem nie powinien być używany do celów medycznych – podkreśla.
Wszyscy nasi rozmówcy przyznają, że moda na powiększanie piersi doszła także nad Wisłę. Operacje tego typu wykonuje się już od przeszło dwudziestu lat. Oczywiście w ostatnich latach ich liczba znacznie wzrosła.
W porównaniu z Zachodem jest jednak wciąż niewielka. Wynika to m.in. z braku akceptacji podobnych zabiegów w społeczeństwie. Z badania przeprowadzonego na zlecenie National Geographic Channel wynika, że 62 proc. Polaków negatywnie ocenia kobiety, które powiększyły sobie biust.
– Miewałem pacjentki, które mimo pomyślnej operacji i zadowalających efektów przychodziły z prośbą o wyjęcie implantów – przyznaje dr Sankowski. – Wynikało to z niepewności, czy zostanie to dobrze odebrane w małych miasteczkach, w których mieszkały. Albo z braku akceptacji u nowego partnera – dodaje. O ile rzeczywiście w małych miejscowościach zabiegi takie uznawane są za fanaberie, o tyle w dużych aglomeracjach na ogół nikogo już nie dziwią.