
Prezydent rodzi się w Iowa
Raz na cztery lata kandydaci muszą się nieźle napocić, przemierzając setki kilometrów wśród świecących żółcią ściernisk, po polach z kukurydzą. Tak wyglądają prawybory republikanów
Przeciwnicy prawyborów prezydenckich w Iowa co cztery lata podnoszą te same argumenty. Że stan jest niereprezentatywny (rolniczy, homogeniczny, z małą liczbą mniejszości etnicznych), że bez sensu uganiać się za wyborcami wśród pól kukurydzy, zamiast zajmować się polityką na poważnie – w studiach telewizyjnych czy na łamach opiniotwórczych gazet.
Ale jak co cztery lata system, na pewno niedoskonały, wykonuje swoje zadanie: dokonuje selekcji kandydatów, eliminując tych, którzy najwyraźniej nie stanowią materiału na prezydenta.
Poniedziałek, dzień przed prawyborami, był ostatnim pełnym dniem kampanii, który kandydaci spędzili, przemierzając Iowę wzdłuż i wszerz. Nadążyć za wszystkimi nie sposób, bo rozjechali się na wszystkie strony. Od Cedar Rapids na północy i Davenport na granicy ze stanem Ilinois na wschodzie, aż po miejscowość Perry na zachodzie i Clive na południu. Dlatego trzeba było gonić z jednego spotkania na drugie, przemierzając setki kilometrów wśród świecących żółcią ściernisk, po polach z kukurydzą.