O przyjaźni i posadzie ambasadora
Skrzydlata Polska oskrzydla kaczystów. Zaś Misio marzy o Singapurze
Czy nie jest to słodkie? Skrzydlata Polska – tak w PiS niektórzy nazywają partię ziobrystowsko-kurzystowską (oficjalna nazwa – dla zapominalskich – Solidarna Polska). Trawestacja jest słodka, ale na tym kończy się cały sentyment PiS do renegatów z SP.
W otoczeniu prezesa, i w nim samym, narasta złość na ziobrystów. PiS chciałby znowu pohulać w centrum sceny politycznej, prezentować się jako stateczna europejska chadecja i zabierać wyborców Platformie. Ale się nie da, bo trzeba pilnować prawej ściany. Prezes w czasie niejednego już spotkania na to narzekał.
Złość nie maleje, bo przez ziobrystów trzeba cały czas robić rzeczy głupie. Na przykład składać wniosek w sprawie odwołania ministra zdrowia. Wiadomo, że nie ma to sensu, a na dodatek Bartosz Arłukowicz nadal dobrze wypada w oczach społeczeństwa. Jednak był strach, że SP złoży pierwsza ten wniosek, więc na wszelki wypadek trzeba było się pospieszyć.
A teraz uwaga! Mały news „Sejmowych plotek”. Wiemy, o której placówce dyplomatycznej marzy Michał „Misio” Kamiński. To Singapur! Jednocześnie uspokajamy Waldemara Dubaniowskiego, który dziś – dzięki rekomendacji Elżbiety Jakubiak – reprezentuje tam Najjaśniejszą RP. Misio chce być ambasadorem Unii Europejskiej. Wie bowiem, że nie ma żadnych szans na ambasadę z białym orzełkiem.
Dlaczego? Bo pilnuje tego kolega z europarlamentu Paweł Zalewski. Misio nazwał go kiedyś „Herr Zalewski”, więc teraz pan Zalewski bardzo się stara za to odwdzięczyć. Już udało mu się nie wpuścić Misia do ekskluzywnej frakcji w PE, jednoczącej m.in. faszystę Viktora Orbána, postfaszystów Gianfranco Finiego i postliberałów z Platformy Obywatelskiej.
Aby zostać ambasadorem, Misio zaprzyjaźnił się z Romanem Giertychem, a za jego pośrednictwem z samym Radkiem Sikorskim.
Z rodziną Romana Misiowa familia wyjeżdżała ostatnio do ciepłych krajów. Panowie w ogóle ostatnio dużo razem baraszkują. Przyjaźń i łaskawość Radka jednak nic nie da, bo Herr Zalewski pozostaje w przyjaznych stosunkach z głową państwa. A bez parafki „Bronisław Komorowski” nikt nie zostanie ambasadorem RP. I nie po to Herr Zalewski emabluje głowę państwa, aby jakimś przypadkiem Misio nie zagnieździł się w którejś z naszych ambasad.
Jednak Misio, mądra głowa, znalazł wyjście awaryjne. Radek załatwi mu Singapur. Bo jeśli zasuwa, aby załatwić posadę kierownika Komisji Europejskiej swojemu szefowi Donaldowi Tuskowi, to przecież może też znaleźć coś mniejszego dla kolegi.