Walka z laicyzacją Europy
Po raz pierwszy kardynałów mianowanych przez obecnego papieża jest więcej niż nominatów Jana Pawła II
Podczas konsystorza zwołanego 18 lutego Benedykt XVI mianuje 22 nowych kardynałów. Zdaniem krytyków lista nowych księży Kościoła jest zbyt kurialna i zbyt włoska. Po raz kolejny rozlegają się głosy, że papieżowi przy nominacjach brakuje odwagi Jana Pawła II. Progresiści mówią nawet o kolejnym ciosie wymierzonym w postępowego ducha ostatniego soboru. Czy słusznie?
Kolegium kardynalskie to najważniejszy organ doradczy papieża, ale jego główną funkcją, i to od XI w., jest wybór głowy Kościoła. Paweł VI zdecydował, że kardynałowie biorący udział w konklawe muszą mieć mniej niż 80 lat, a nie może być ich więcej niż 120. Stąd średnio co dwa lata kolejni papieże uzupełniają listę elektorów, którzy przekroczyli limit wiekowy, z czego komentatorzy usiłują wywnioskować, jaki będzie następca biskupa Rzymu i w którą stronę zmierza Kościół. Teraz niebywałe emocje wzbudza fakt, że po raz pierwszy kardynałów elektorów jest więcej niż nominatów Jana Pawła II (63–62).
Teoria wahadła
Trzeba jednak pamiętać, że teoretycznie niezależny w swoich nominacjach papież jest w sporym stopniu niewolnikiem tradycji i trudnych do złamania niepisanych zasad. Zwyczajowo dostojnicy stojący na czele watykańskich kongregacji i rad, jeśli nie są kardynałami w chwili objęcia stanowiska, mogą się spodziewać rychłej nominacji. Kardynalskie birety związane są nierozerwalnie z szeregiem ważnych stanowisk w Kurii Rzymskiej. To samo dotyczy ważniejszych diecezji. Tyle że o nominacjach biskupich i arcybiskupich sporo do powiedzenia mają episkopaty i nuncjusz, więc nie są to do końca autorskie pomysły papieża. O kruchych podstawach głęboko zakorzenionego przekonania, że o tym, kto zostanie papieżem, praktycznie decyduje jego poprzednik poprzez taki a nie inny dobór kardynałów elektorów, pisał zmarły w ubiegłym roku znakomity watykanista Giancarlo Zizola. Wysnuł „teorię wahadła”, która mówi, że po długim pontyfikacie kardynałowie, choćby w przytłaczającej większości nominowani przez zmarłego papieża, wcale na następcę nie wybierają jego wiernej kopii, która zapewni kontynuację linii poprzednika. Wystarczy pamiętać, że następcą Piusa XII był Jan XXIII, Pawła VI zupełnie „niewatykański” Jan Paweł I, a zaraz po nim Jan Paweł II. Dziś zarówno krytycy, jak i apologeci Benedykta XVI wskazują, że dalece odchodzi on od linii wytyczonej przez polskiego papieża. Poza tym zdaniem większości watykanistów Jan Paweł II niejako namaścił Josepha Ratzingera na swojego następcę szeregiem gestów, z których najwymowniejszym było powierzenie mu prowadzenia drogi krzyżowej w Koloseum w 2005 r. A więc nie miał wcale pewności, że wybrani przez niego elektorzy bez jasnego wskazania palcem wybiorą na papieża strażnika doktryny.