
Co zostało z magii BRIC
Dla Brazylii, Rosji, Indii i Chin tłuste lata już się skończyły. Kto pierwszy odpadnie z tej grupy?
Brazylijczycy, jak wiadomo, lubią się bawić. Ale zabawa nie ogranicza się jedynie do tańca, drinków z parasolkami, flirtowania na Copacabanie czy oglądania futbolu. Jak każdy naród o południowym temperamencie Brazylijczycy (a szczególnie Brazylijki) uwielbiają się rozerwać także na zakupach. Jeśli w dodatku mogą sobie pozwolić na wyprawę do Diora czy Gucciego, to rozrywka jest zaiste przednia.
Brazylijscy turyści szturmują Nowy Jork, gdzie w klasyfikacji rozrzutności (1,6 mld dol. w 2010 r.) biją Niemców, Włochów i Kanadyjczyków. W ubiegłym roku tłumnie najechali na Florydę i okupowali knajpki w Paryżu oraz Rzymie.
W 2011 r. rekordowe 200 tys. przybyszów z Rio de Janeiro i Sao Paulo nawiedziło też Wielką Brytanię. Suma pieniędzy, jaką wydali w londyńskich sklepach, była o 92 proc. wyższa niż rok wcześniej. Jedynie na alpejskich stokach trudno usłyszeć język portugalski, ale i to pewnie wkrótce się zmieni.
Koniec bajki?
Brazylijska klasa średnia rośnie jak na drożdżach i ma coraz grubsze portfele. To, co dotychczas było zarezerwowane jedynie dla wąskiej grupy najbogatszych rodzin, stało się udziałem milionów.
Tuż po świętach Bożego Narodzenia Brazylijczycy dostali niespodziewany prezent: przegonili Albion na liście państw o najwyższym PKB. Według think tanku Centre for Economics and Business Research, który przygotował zestawienie, już za kilka lat spośród tradycyjnych potęg gospodarczych w pierwszej szóstce pozostaną jedynie Stany Zjednoczone i Japonia, a na pozostałych miejscach na stałe umoszczą się Chiny, Rosja, Indie oraz właśnie Brazylia. Przed 2040 r. łączne PKB krajów BRIC ma być wyższe od PKB wszystkich członków grupy G7.