Lot do Botswany
Śledztwo smoleńskie zostało zakończone kwadrans po katastrofie
Co by było, gdyby polska delegacja zmierzała na mundial do RPA i maszyna rozbiła się nad Botswaną. Zdani bylibyśmy wyłącznie na łaskę i niełaskę botswańskich władz, botswańskich urzędników i botswańskich ekspertów.
Nasze władze, urzędnicy i eksperci potulnie przytakiwaliby każdej bzdurze, która płynęłaby z ust członków botswańskiej komisji lotniczej. Błyskawicznie objawiłby się nam polski przedstawiciel patrzący na ręce Botswańczyków tylko po to, by móc od czasu do czasu błysnąć w telewizji jakimś botswańskim kłamstwem.
Nasi znani z prorządowej orientacji dziennikarze natychmiast ruszyliby z kampanią fałszywych newsów o awanturze przed wylotem. Niektórzy wykorzystaliby okazję, by trzymać dwie sroki za ogon, przecinając wszelkie oskarżenia pod adresem Botswańczyków – o zabójczy bałagan na wieży lotniska albo naprowadzanie, zapewne w dobrej wierze, samolotu na zderzenie z ziemią, a z drugiej strony – promując tych ekspertów, którzy wyrobione zdanie mieli już po pierwszym telefonie.
Nowy idol parad równości i manipulacji spod znaku czerwonego prostokącika wołałby, że „wszyscy na pokładzie samolotu byli pijani”, a najbardziej znana poza Dodą polska blondynka zapraszałaby go do studia, by mógł znieważać ofiary katastrofy, nad którymi sama chwilę wcześniej roniła łzy czyste, bo rzęsiste. W tym czasie Botswańczycy zniszczyliby szczątki wraku, którego zresztą nawet w takiej postaci nie chcieliby nam oddać. Botswańska komisja orzekłaby wreszcie, że całą winę ponosi nawalony jak drzwi od stodoły polski generał, co część naszych elit uznałaby za ocenę wyjątkowo łagodną. Na głosy opinii publicznej, że Afrykanie jednak przesadzili, pan premier zmieniłby front z olbrzymiego zaufania do wyraźnej nieufności artykułowanej słowami„Wicie, rozumicie, oni już tacy są”.
Nasz krajowy Człowiek Lama, który z plucia uczynił metodę polemiczną, wyrywałby sobie włosy z uszu na każdą wzmiankę o cynizmie naszego rządu, a nasza komisja zakończyłaby prace, mimo braku czarnych skrzynek i tego, że odczyty na nich mówią coś zupełnie przeciwnego, niż twierdziło towarzystwo polsko-botswańskiej adoracji.
Że wszystko nieprawda? Że już dawno poznalibyśmy prawdę i nikt w wolnej Polsce nie poświęcałby twarzy, honoru i wiarygodności, by ukryć botswańskie winy? No właśnie. Niestety, samolot rozbił się w Rosji.