Pycha i cynizm postkomunistów
Od lewego
Rząd nie prowadzi polityki społecznej, a jeśli już, to jedynie po omacku. Odnoszę wrażenie, że w dobie kryzysu sam premier, a zwłaszcza jego minister finansów sądzą, iż w walce o finanse publiczne wszystkie chwyty są dozwolone. Stąd brak polityki społecznej. Przykłady? Weźmy pierwszy
z brzegu – sprawę cen paliw. Paliwa, jak wiadomo, są wszędzie żyłą złota dla państwa. Obciążone podatkami i akcyzami ponad miarę. W Polsce koszty paliwa, włącznie z jego zakupem na drogich rynkach, wynoszą mniej niż 50 proc. ceny detalicznej.
Te wysokie koszty nakręcają inflację i wpływają na ogólne podrożenie warunków życia. Niegdyś na przełomie tysiącleci bywało tak, że rząd polski w związku ze wzrostem inflacji obniżał akcyzę. Dziś nie ma co o tym marzyć. Podobnie ma się z ostatnią nieudolną reformą cen leków. Państwo w ramach walki o obniżenie wydatków publicznych tę pseudoreformę przeprowadziło tak, aby na niej zarobić blisko miliard złotych. Pytam, jak to jest możliwe, aby państwo, powołujące się na etos solidarnościowy, pozwalało sobie na tak bezwzględną politykę wobec szerokich rzesz społecznych uginających się pod ciężarem bezrobocia i inflacji. U nas jeśli już rząd decyduje się na jakieś gesty wobec najmniej zamożnych warstw, to są to takie potworki jak zarządzona w tym roku waloryzacja emerytur – nie procentowa, lecz kwotowa. Jej zaleta, z punktu widzenia pana Rostowskiego, polega na tym, że przy tej okazji – dzięki mniejszej czytelności wypłacanych kwot – doprowadzono, jak ostatnio obliczono, do zachachmęcenia rachunku globalnego waloryzacji. Dzięki czemu można było per saldo uszczknąć emerytom, jak się wydaje, ok. 12 proc. należnych wpłat. W przyszłości będzie to jednak trudne do powtórzenia, skoro w roku 2012 rząd jak pijany powraca do rewaloryzacji procentowej. Jeśli ktoś w tej szamotaninie gabinetu dostrzega jakieś elementy polityki społecznej, to należy mu się specnagroda. A więc taka jak najwyższe premie wypłacone w roku ubiegłym najważniejszemu z ministrów. A ile to jest? Oto pytanie, które dowodzi, że tak jak za Urbana i ten rząd potrafi się chwacko sam wyżywić.
Do prawego
Jerzy Jachowicz
Postkomuniści pod wodzą Leszka Millera, domagając się likwidacji IPN, po raz kolejny pokazują swoją pychę i cynizm. Powinni kulić pod siebie ogon, siedzieć cicho i pokornie. I tak los okazał się dla nich zbyt łaskawy.
Mają o wiele za dużo wszystkiego. I powodzi im się o wiele za dobrze. Szczęśliwie przetrwali tylko dlatego, że wbrew najprostszym wymogom społecznej sprawiedliwości nie ponieśli żadnych konsekwencji za swoją postawę w czasach PRL. Jeden z ich dwóch idoli ostatniej dekady komunizmu w Polsce, główny strateg i wykonawca stanu wojennego, właśnie został uznany przez sąd za przestępcę, choć wymierzona kara jest na pograniczu farsy. Innemu, w istocie przestępcy numer 1 tamtego okresu, upiecze się raczej już na zawsze. Uszedł nawet takiej groteskowej karze tylko z powodu nieudolności polskiego wymiaru sprawiedliwości. A może w wyniku pozaprocesowych działań nieznanych sił, mających „oparcie” w dawnych służbach specjalnych oraz najróżniejszych personalnych z nimi powiązań. Przypomnijmy, że wszyscy wysocy działacze partii w tamtym czasie popierali przestępcze działania ówczesnej władzy. Wielu „na swoich odcinkach” starało się „wcielać w życie” reguły stanu wojennego. Dziś chcą wyrzucić to z pamięci, by przyoblec się w szaty bojowników walki o demokrację.
IPN sieje w ich szeregach strach przed ujawnieniem tajemnic, jakie kryją dokumenty komunistycznych organów bezpieczeństwa.
„Wykorzystuje materiały SB do podłych celów”, „urządza polityczne nagonki”, „współczesna inkwizycja” – to chwytliwe, w przekonaniu SLD, argumenty za likwidacją IPN. W rzeczywistości chodzi o to, że zbiory IPN są rowem, oddzielającym społeczeństwo od SLD, bo określającym jego rodowód. W pracach naukowych, nazywanych przez SLD narzędziami propagandy, historycy instytutu opisują komunistyczny reżim, okres rządów posługujących się przemocą wobec własnego społeczeństwa. Wskazują, kto był oprawcą, a kto skazany na rolę ofiary i jakie stosowano sposoby osaczania ofiar. Wczorajsi sprzymierzeńcy oprawców przybierają postać dzisiejszych ofiar.