Niech żyje wolność!
W 1989 r. Polska coś odzyskała, ale co, to trudno stwierdzić
Lejtmotywem wystąpień naszych oficjeli jest to, że żyjemy w wolnym kraju. Im gorzej któremu z gęby patrzy, tym bardziej do tej wolności przywiązany. Z drugiej strony pojawili się Wolni Polacy, którzy uważają, że nie żyją w wolnym kraju. To znaczy oni żyją w wolnym kraju, ale wtedy, kiedy są w drugim obiegu.
Dla kogoś, kto ma sprawnych z pięć szarych komórek, jasne jest, że coś tu u nas zwyczajnie nie gra. W ramach tej wolności, po najtragiczniejszej w naszych dziejach katastrofie, państwo zajmuje się okłamywaniem własnych obywateli. Cały aparat jest zaangażowany w stworzenie i podtrzymywanie fikcji. Rzesza urzędników, dziennikarzy, „ekspertów”, autorytetów haruje w pocie czoła, by mataczenie nie wyglądało tak na „odczep się”, tylko dawało poczucie, że nie siedzą tam idioci. I tu trzeba uczciwie przyznać, że ci, którzy tym sterują (bo tacy ewidentnie muszą być), działają sprawnie i fachowo. Do tego choć widzialni, to w zasadzie niewidzialni. To znaczy widzialni są ich podwładni – prezydent, premier, ministrowie, posłowie, senatorowie, prokuratura, sądy, media… Gdzie wzrokiem nie sięgnąć, podwładni i podwładni. Taki teatrzyk kukiełkowy. A kto pociąga za sznurki? Mocarstwo jakoweś, masoneria czy ci co zawsze? Można snuć różne mroczne teorie.