Rozmontowane imperium
Mundurowi biorą lekcję od medyków i aptekarzy. MSW może być następnym polem minowym dla rządu Tuska
Michał Majewski, Paweł Reszka
Odgrodzone miasto w mieście, własne uliczki, niekończące się korytarze w wielkich gmachach, do których co rano wlewa się tłum po cywilnemu i w różnych mundurach. Imperium, które robi większe wrażenie niż siedziba rządu naprzeciwko Łazienek. Kompetencje od Sasa do Lasa – wojewodowie, wielkie informatyzacje, wszelkiej maści służby mundurowe i dziesiątki tysięcy podwładnych. Gigantyczna władza w ręku ministra urzędującego w gabinecie, który latami zajmował generał Czesław Kiszczak. Sam gabinet wart jest uwagi. Dopiero niedawno przeszedł gruntowny remont. Wstawiono nowoczesne meble jak z żurnala. Wcześniej pachniało tu PRL. Ciężkie firany, sofy w stylu późnego rokokoko, na zapleczu pokoik z telefonem i kozetką, na której towarzysz Kiszczak przesypiał pierwsze noce po wprowadzeniu stanu wojennego. Polski Ludowej już nie ma, ale jeszcze niedawno z tego gabinetu rozciągała się ogromna władza. Jeden z szefów resortu półżartem opowiadał nam, że gdy podnosi słuchawkę, człowiek na drugim końcu Polski staje na baczność. Bliski współpracownik Donalda Tuska: – Z tym resortem był problem w III RP. Obrósł zbyt dużą władzą. Przez to szefowie MSW wpadali w konflikty z liderami koalicji, premierami. Wystarczy wspomnieć Janusza Tomaszewskiego z czasów AWS, Ludwika Dorna, gdy rządził PiS, Grzegorza Schetynę, gdy przy władzy była Platforma.
Donald Tusk, któremu trudno odmówić politycznego sprytu, zabrał się za rozmontowywanie imperium. Krytycy powiedzą: „Zabezpiecza się, żeby pod bokiem nie rósł mu kolejny polityk z wielką władzą w ręku”. Zwolennicy przyklasną: „Dobrze, że rozmontowuje molocha, który był niefunkcjonalny i niesprawny”.
Error w stajni Augiasza
Późna wiosna 2011 r. Opowiada jeden z ministrów Tuska: – Projekty informatyczne prowadzone przez MSWiA leżą. Porażka. Na dodatek jest wokół nich gigantyczna afera. Chodzi o ustawianie przetargów na wielką skalę. Z miejsca do resortu powinny wejść CBA albo ABW i wygarnąć kilka ważnych osób. Dlaczego tego nie robią? Jerzy Miller pisze raport o katastrofie smoleńskiej. Premier obawia się, że zatrzymania u Millera zostaną powiązane z tą właśnie sprawą i padną argumenty w stylu „pewnie Miller chciał coś ostrego napisać o ekipie rządowej w raporcie, więc dostaje ostrzeżenie, by nie ryzykował”.