
Ratingowy dyktat dla premiera
Reformy naszego kraju będą prowadzone, bo chcą tego Bruksela i agencje ratingowe, a nie dlatego, że finanse i gospodarka państwa powinny być zdrowe
Groźba wielkiego międzynarodowego kryzysu i zaostrzenia zasad bezpieczeństwa finansów publicznych zmuszają Donalda Tuska do działań. Ich plan przedstawiony w listopadowym exposé z pewnością przejdzie do historii, ale chyba nie z powodu, o jakim marzył wygłaszający je premier.
Jeżeli rząd chce, by głos Polski był słyszany w Brukseli, nie możemy być jednocześnie jej problemem. Deficyt finansów publicznych nie może być wyższy niż minimum wyznaczone w traktacie w Maastricht. Nie możemy być jednocześnie czołowym reformatorem Unii Europejskiej i państwem, które nie spełnia wymogów, za których przekraczanie domagamy się wprowadzenia surowych sankcji. Ta świadomość potrzeby kolejnych reform staje się tak widoczna, że w prasie zaczynają się pojawiać informacje o kolejnym planie Donalda Tuska.
Tylko jedna reforma?
Z zapowiedzianych reform część da pełne efekty dopiero za wiele lat. Przemówienie premiera na pewno szczególnie mocno zapamiętają ci wszyscy, którzy jeszcze nie są na emeryturze. Stopniowe wydłużenie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn do 67 lat jest krokiem niezbędnym z punktu widzenia finansów publicznych. Podobnie dzieje się w większości państw Unii. Niestety, dla większości obywateli to nie jest dobra wiadomość. Nie jest bowiem przypadkiem, że w Polsce starsi ludzie nie mają pracy. Pracodawcy wolą zatrudniać młodych – zdrowszych i często znacznie lepiej wykształconych. Skutek więc może być taki, że państwo później zacznie wypłacać świadczenia, ale wielu ludzi oczekujących na przejście na emeryturę będzie miało kłopot z utrzymaniem się i będzie musiało się ubiegać o zasiłek.