Jeszcze jedna młodość Beatlesa
Paul McCartney w tym roku skończy 70 lat. Wiek nie przeszkodził mu w nagraniu znakomitej płyty
The Beatles nigdy w Polsce nie byli. Zeszłoroczny koncert Ringo Starra w Sali Kongresowej ożywił nadzieje, że może zobaczymy też drugiego z żyjących Beatlesów – Paula McCartneya. Pogłoski o jego ewentualnej tegorocznej wizycie przycichły. Szkoda, bo legendarny muzyk, główna – obok Johna Lennona – siła napędowa Wielkiej Czwórki, jest wciąż w formie. Właśnie wydał nową płytę. Trudno uwierzyć, że w czerwcu skończy 70 lat.
Twórca takich hitów The Beatles jak „Love Me Do" , „Yesterday" czy „Hey Jude" w karierze solowej na początku nie miał łatwo. Pierwsza jego płyta solowa „McCartney" wyszła w tym samym 1970 r., co ostatni album jego zespołu – „Let It Be", i rozczarowała fanów. Potem szło już lepiej, zwłaszcza że Paul stworzył wartościowy zespół Wings czy nagrywał w duetach ze Steviem Wonderem (pamiętne „Ebony and Ivory"), Michaelem Jacksonem, Elvisem Costello. Dziesiątki szlagierowych piosenek często nie osiągały jednak należytego powodzenia tylko dlatego, że uparcie porównywano je z przebojami Beatlesów. Ten kompleks nie przeszkadza kawalerowi Orderu Imperium Brytyjskiego gromadzić tłumów na koncertach i zarabiać milion dolarów na tydzień.
Aktywności artystycznej specjalnie nie osłabiają głośne zmiany w życiu osobistym muzyka. W 1969 r. ożenił się on z amerykańską fotografką Lindą Eastman. Z tego małżeństwa Paul ma czwórkę dzieci. Piąte dziecko ma z eksmodelką Heather Mills, z która ożenił się w 2002 r., cztery lata po śmierci Lindy. Dopingowany przez młodszą o 26 lat żonę gwiazdor poddał się operacji usuwania zmarszczek, zlikwidował siwiznę. Pożycie tych dwojga błyskawicznie zmieniło się bowiem w koszmar publicznego prania brudów, zakończony w 2008 r. kosztownym dla Paula rozwodem.