Cenzura? Czasem by się przydała
Dzięki kanałowi Kino Polska zerknąłem na film „Show” Macieja Ślesickiego. Niby błahy. Ale pyta o coś ważnego
Ślesicki, rasowy rzemieślnik kina, co jest komplementem, tworzy postaci do bólu typowe, można by rzec – archetypiczne. Ale umie się bawić fabułą, kolejne zwroty akcji zaskakują. Jak w dobrym kryminale – puzzle złożone z banałów potrafią nas przyprawić o dreszcz niepokoju. Albo wprawić w osłupienie.
„Show" to zresztą komedia, ale i kryminał, wreszcie i moralitet. Osnuty na nienowej obserwacji, że telewizja manipuluje ludzkim życiem. Wiemy to od lat, po „Truman Show" Weira jeszcze bardziej. Twórcy tego show, podobnego do „Big Brothera", przekraczają granice, których w polskich mediach jeszcze nie przekroczono. Ale to przestroga.
Moją uwagę przykuła jedna scena. Oto do prezesa prywatnej stacji granego przez Jerzego Stuhra dzwoni poseł, żądając natychmiastowego przerwania emisji programu, który uznaje za niemoralną zabawę ludźmi. Prezes zbywa go wręcz niegrzecznie. Czym ów reprezentant świata polityki (zapewne prawicowej) może go przestraszyć? Nawet nie karą finansową nakładaną przez Krajową Radę. W stosunku do krociowych zysków, jakich telewizyjny bonza się spodziewa, można ją uznać za rodzaj napiwku.