Strachy na Lachy
Zdrowe socjalistyczne społeczeństwo musiało być zwarte i karne. Ponieważ jednak nie wszystko można było nakazać, władza musiała znaleźć inne sposoby narzucenia swojej wizji. Na przykład strasząc
Gdyby zawartość DVD „Czarna Wołga i nie tylko, czyli czym straszono obywateli w PRL-u" obejrzał jakiś archeolog z przyszłości, zapewne doszedłby do wniosku, że w tym dziwnym czarno-białym kraju żyli wyłącznie potencjalni samobójcy, pożerani przez straszliwe drobnoustroje i permanentnie przygotowujący się do wojny. Aby swoje lęki odreagować, wypijali po litrze czystej na głowę i albo wsiadali do samochodu, by rozbić się na najbliższej latarni, albo rzucali się w wir orgiastycznych przyjemności. Dramatem musiało być życie poza miastem – ludzie zamieszkujący wioski preferowali samookaleczenia przy użyciu narzędzi rolniczych. W tak apokaliptycznych okolicznościach, rzecz jasna, nikt nie chciał pracować i aby ludzi do tego skłonić, powołano specjalne, umundurowane oddziały Milicji Obywatelskiej.
– Z dzisiejszego punktu widzenia całe życie w Polsce Ludowej było jednym, wielkim absurdem. A najbardziej absurdalna była chęć wychowywania nowego rodzaju człowieka – mówi Przemysław Jaszke z wydawnictwa Grube Ryby. – Wychowywanie to przeprowadzano na każdym etapie życia, od przedszkola po kluby seniorów. Główną rolę w kształtowaniu homo sovieticus odgrywała propaganda. Z jednej strony pokazywała marchewkę, czyli budowany w nieokreślonej przyszłości „nowy wspaniały świat", a z drugiej kij, czyli czym grozi niedostosowanie się do obowiązujących wówczas norm „społeczeństwa socjalistycznego". Oczywiście za największą groźbę dla „miłującego pokój" ustroju uznawano zagrożenie „amerykańskim imperializmem" i „zachodnioniemieckim rewizjonizmem". Straszono bronią atomową i „odwetowcami zza Łaby". Ze współczesnej perspektywy wydaje się to totalnym absurdem, ale wówczas, dzięki straszeniu wojną, usiłowano osiągnąć maksymalne zmilitaryzowanie społeczeństwa i poddanie go rygorom niemal wojskowym.