Ajatollah
Co mógł robić jeden z szefów wymiaru sprawiedliwości rewolucji islamskiej
Do wrót mauzoleum w Kom, świętym mieście szyitów, pielgrzymi zmierzają po moście nad dawno wyschniętą rzeką. Kuszą ich sprzedawcy dewocjonaliów i tandetnych pamiątek, żebracy domagają się jałmużny, niektórzy wyglądają jak ze starodawnych rycin: karłowaci, garbaci, dziobaci albo pozbawieni kończyn, odsłonięte kikuty sprzyjają wszak dobroczynności. Obok dzieci zachęcają do udziału w loterii, w której los wyciąga dziobem papuga.
Długo cieszyłem się z rozmowy, którą w Kom przeprowadziłem z ajatollahem Gilanim. Nie jest łatwo spotkać bliskiego współpracownika Chomeiniego i namówić go na wspomnienia. Mohammad Mohammadi Gilani nie wpuścił mnie do domu, ale wydał mi się sympatycznym staruszkiem, który ma za sobą interesującą rewolucyjną przeszłość. I tak myślałem przez rok.
Miły staruszek
Do Kom, położonego 150 km na południe od Teheranu, z całego szyickiego świata ściągają pielgrzymi, w dni świąteczne nawet milion, w zwykłe – po kilka, kilkanaście tysięcy. A w szkołach religijnych uczą się przyszli duchowni, najbardziej wpływowa grupa Islamskiej Republiki Iranu. Najważniejszą uczelnią od lat jest Fejzije, gdzie czasem wykłady prowadzi jeszcze sędziwy ajatollah Gilani. Nad miastem górują kopuła i dwa strzeliste minarety Hazrat-e Masume, mauzoleum Fatimy, siostry ósmego szyickiego imama Rezy z przełomu VIII i IX w. Mauzoleum niewiele się zmieniło od czasów, gdy najpierw uczniem, a potem wykładowcą był tu wielki ajatollah Ruhollah Chomeini. Tylko dekoracje są trochę inne: nowe dywany, marmury w głównej sali i torebki foliowe, do których pielgrzymi wkładają buty po wejściu do świątyni. – Głoszone idee i emocje towarzyszące przybyszom są takie same – zapewnił bezzębny starszy pan, którego spotkałem pod mauzoleum. Od niego dowiedziałem się, że w Kom mieszka ajatollah, który był zaprzyjaźniony z Chomeinim.