Drugi etap „reformy” OFE: anihilacja
Od rynków akcji dużo mniej bezpieczne dla przyszłych emerytów są akcje polityków
Mimo zapewnień polityków pierwszego rządu Donalda Tuska, a zgodnie z moimi przewidywaniami (odsyłam do „Uważam Rze", nr 13 z 2011 r.), politycy drugiego rządu Tuska właśnie przystępują do „drugiego etapu reformy OFE", czyli do anihilacji, unicestwienia kapitałowego filaru polskiego systemu emerytalnego.
W ramach tego etapu „reformy" OFE zostaną po prostu zlikwidowane; za jednym zamachem albo w kilku etapach. Tak czy owak, ich koniec chyba jest już przesądzony i najpewniej dość bliski, bo zachłanność polskich polityków niemających za grosz wyobraźni ani krztyny odwagi, by ciąć zbędne wydatki budżetowe, jest nieomal nieograniczona. I choć nie ma już w rządzie minister pracy Jolanty Fedak, która jako pierwsza nawoływała do sięgnięcia po pieniądze gromadzone przez przyszłych emerytów w OFE, to przecież na ich oszczędności wciąż czyha nieoceniony w takich wypadkach Jacek Rostowski.
Podczas debaty budżetowej w Sejmie zapowiedział on, że wraz z wiekiem wysokość składki ubezpieczeniowej przekazywanej do otwartych funduszy powinna się zmniejszać, a w końcu w całości trafiać do ZUS. To oznacza, że ministrowi Rostowskiemu nie wystarczy już przechwytywanie sporej części oszczędności, które przyszli emeryci mogliby przeznaczać na swe przyszłe świadczenia w ramach kapitałowego filaru systemu, o nie! Teraz chce on odebrać im także to, co już zdążyli uzbierać poza kontrolą rozrzutnego państwa i jego funkcjonariuszy. A wszystko to pod bałamutnym pretekstem, że takie rozwiązanie zmniejszyłoby ryzyko związane z wahaniami na rynku akcji, a zatem byłoby – zdaniem pana ministra – bezpieczniejsze, czyli lepsze dla przyszłych emerytów.
A przecież dużo bardziej niebezpieczna – od ryzyka związanego z wahaniami na rynku akcji – jest działalność polityków. I o ile na rynku akcji można co prawda stracić, ale można też zarobić, o tyle w kontaktach z instytucjami, które reprezentują politycy, można tylko stracić. Dowód? Pierwszy z brzegu: mimo wciąż rosnących podatków jeszcze szybciej rosną zaciągane przez polityków długi, które będziemy musieli – płacąc jeszcze wyższe podatki – spłacić. My, nasze dzieci i wnuki.
A wracając do likwidacji OFE. Premierowi Węgier Viktorowi Orbánowi pieniędzy ze znacjonalizowanych funduszy emerytalnych wystarczyło, jak było nietrudno przewidzieć, na niewiele miesięcy. Nie inaczej będzie w przypadku Donalda Tuska. I on o tym dobrze wie. Ale przecież chodzi właśnie o tych kilkanaście, może kilkadziesiąt miesięcy. A potem niech się martwią inni. A Polska? A Polacy?
Jaka Polska? Jacy Polacy?